Co prawda nie był to czas, gdy – jak my dziś – można było zaszyć się w domach i spędzać czas pod kocem. Nie brakowało jesiennych obowiązków i prac, które należało wykonać – jednak osładzało to niesamowite bogactwo plonów i przyrody, zabawy i nieoceniona możliwość bycia razem.
Dziś wiele osób myśli o jesieni jak o szarej porze roku, którą należy po prostu przeczekać. Takie myślenie zawsze było obce gospodarzom na tradycyjnej wsi. Ich całe życie regulowane było cyklami przyrody. W rolniczym kalendarzu wszystko miało swój ściśle określony czas zgodnie z porami roku i pogodą. W przyrodzie jesień to koniec wegetacji roślin i przygotowanie do snu i odpoczynku zimowego. Kończy się również rok liturgiczny, a co za tym idzie rok obrzędowy. Wszystko to nie oznaczało jednak, że dla mieszkańców wsi był to czas wytchnienia i lenistwa.
Początek jesieni był to wręcz okres wzmożonej pracy. Pola i sady pełne były plonów, które czekały na zebranie. Był to zatem idealny moment na wykopki ziemniaków, marchwi, kapusty i zbiory jabłek, śliwek czy gruszek. Aby spiżarnia była bogatsza chętnie korzystano także z darów lasu. Regularnie udawano się na grzybobrania. Grzyby były nie tylko urozmaiceniem w diecie mieszkańców wsi, ale stwarzały także możliwość zarobku przez sprzedanie nadwyżek. Zbierano także dojrzewające jesienią owoce leśne a przed powstaniem pasiek także wybierano miód z barci leśnych.
Zebrane plony należało odpowiednio zabezpieczyć, aby bez uszczerbku mogły służyć ludziom przez nadchodzące zimowe miesiące. To co się dało przetwarzano tak, aby przetrwało aż do wiosny. Było to bardzo odpowiedzialne zadanie, od tego bowiem zależał los rodziny na przednówku. W domach zatem suszono zebrane grzyby, robiono kiszonki i przeróżne inne przetwory z przeznaczeniem na stół lub do domowych apteczek.
W górach jesienią pasterze szykowali się do zimy i przepędzali swoje stada owiec z hal do wsi. Na Kujawach z kolei koniec września był dla służby folwarcznej momentem na spotkanie z dziedzicem. Dziękowano za służbę, przy poczęstunku i wódce omawiano dalsze warunki pracy. Wtedy też można było zostać zwolnionym i dostać pozwolenie na szukanie innego miejsca pracy.
Dziś jesień to dla wielu z nas czas, aby zwolnić i spędzić go z kubkiem ciepłego napoju w domowym zaciszu, natomiast na dawnej wsi był to czas zabaw. Właśnie ta pora roku a konkretnie wrzesień i październik były miesiącami, kiedy odbywało się najwięcej wesel. Było to spowodowane faktem, że spiżarnie po zbiorach były pełne, co dawało gospodarzom możliwość zapraszania gości i dzielenia się tym co zebrano.
Jednak zabawy to nie tylko wesela. W momencie gdy dni stawały się coraz krótsze, a pogoda często coraz gorsza, każdy moment wykorzystywano, aby pobyć razem. Choćby wykopki ziemniaków jednoczyły społeczność, bowiem brał w nich udział nie tylko właściciel danego pola, ale także rodzina i sąsiedzi. Wszystkim obowiązkom towarzyszyła zabawa. Kiszenie kapusty, szatkowanie jej, udeptywanie i ubijanie w beczkach stwarzało możliwość do spotkań towarzyskich, żartów i śmiechu. W domach coraz dłuższe wieczory spędzano w szerokim gronie. Kobiety wspólnie przygotowywały przetwory, a gdy wszystko było gotowe zabierały się np. za darcie pierza i przędzenie nici. Z pierza szyły poduszki, kołdry i beciki. Młode dziewczyny z pomocą starszych kuzynek przygotowywały wszystko to, co potem miało stanowić ich wiano. Pracę umilano sobie wspólnym śpiewem.
Stopniowo, gdy noc zaczynała górować nad dniem pojawiał się nastrój zadumy. Był to idealny moment na myślenie o przyszłości. Aby rozproszyć nieco mroki nadchodzących dni wykorzystywano ten czas na wróżby co także było często pretekstem do spotkań i dobrej zabawy. Wróżono np. 11 listopada na św. Marcina oraz pod koniec miesiąca podczas Katarzynek i Andrzejek. Te zwyczaje są nam znane do dziś.
Pogoda jesienna była także wskazówką jakiej aury można się będzie spodziewać zimą. Na podstawie tych obserwacji powstało wiele przysłów np.:
Gdy jesień zamglona, zima zaśnieżona.
Gdy październik ze śniegiem przybieży, na wiosnę długo śnieg na polach leży.
Deszcz w początku listopada, mrozy w styczniu zapowiada.
Koniec jesieni to początek adwentu. Według starych zwyczajów, w tym okresie nie można było prowadzić już żadnych prac na roli. Ziemia miała odpoczywać, aby potem mogła na nowo rodzić plony. W domach zajmowano się porządkami i przygotowaniami do świąt. Był to czas młócenia zboża, bielenia ścian, wytwarzania nowych chodaków. Kobiety szyły nowe koszule, a dziewczęta i dzieci przygotowywały ozdoby świąteczne. Zaczynał się nowy rok liturgiczny i mieszkańcy wsi po raz kolejny wchodzili w cykl, który miał się zakończyć razem z kolejną jesienią.
Tekst: Magdalena Trzaska
Fot. domena publiczna polona.pl