Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą to najważniejsze wydarzenie w dziedzinie kultury i sztuki ludowej w Polsce. Jego głównym celem jest popularyzacja, ochrona i dokumentacja autentycznego muzykowania i śpiewu ludowego. Nagrody przyznawane są kapelom, zespołom śpiewaczym, instrumentalistom, solistom śpiewakom oraz „mistrzom i uczniom” za najlepsze wykonanie tradycyjnego folkloru muzycznego, prezentowanego z zachowaniem repertuaru i cech stylu regionalnego. Festiwalowi towarzyszą Ogólnopolskie Targi Sztuki Ludowej, seminaria i inne wydarzenia.
Jak udało się Pani namówić Emilkę do grania i wspólnej, ciężkiej pracy?
JUSTYNA CHMIELEK-KORBUT: Powiem szczerze, że Emilki nie trzeba było długo namawiać. Ma muzykę ludową we krwi, wyssała to z mlekiem mamy. Teraz dużo młodych ludzi chce się uczyć grać na instrumentach ludowych. Nie tylko muzyki ludowej, ale również folkowej. Młodzież coraz chętniej gra nie tylko na skrzypcach, ale także na tych starych, zapomnianych instrumentach jak heligonka czy harmonia polska. Na szczęście to zapomniane instrumentarium wraca teraz do łask.
W rodzinach z pewnymi tradycjami, nie tylko muzycznymi, rodzice chcą, aby dzieci poszły w ich ślady. Emilko, czy w twoim wypadku było podobnie?
EMILIA HAJDUK: Nie. Ja sama chciałam. Dziadek grał na skrzypcach i do muzykowania w domu byłam przyzwyczajona. Wcześniej myślałam o harfie, ale w mojej szkole nie było nauczyciela, więc siłą rzeczy zaczęłam grać na skrzypcach.
Jak reagują rówieśnicy, kiedy dowiadują się, że nie tylko grasz na skrzypcach, ale także nosisz tradycyjny strój ludowy?
EH: Reagują raczej normalnie. Z połową mojej klasy gram w kapeli. To bardzo młody zespół, prowadzony przez doświadczonego nauczyciela, do którego garną się młodzi ludzie. Nasz repertuar to muzyka ludowa regionu Krakowiaków Wschodnich.
Obie, mistrzyni i uczennica prezentujecie się pięknie w strojach regionalnych.
JC-K: Występujemy w strojach Krakowiaków Wschodnich (za rzeką Rabą, od Krakowa na wschód), mój przeznaczony jest raczej dla starszych pań, mężatek. Charakterystyczne haftki, zdobienia z różnokolorowych koralików, gorset związany koniecznie czerwoną kokardą; czerwone, zielone spódnice, malowane w róże z haftem, i co jest bardzo ważne, złotym na dole. Emilka ma na sobie typowy gorset, bez zdobień – dla podlotków, jak kiedyś mówiono. Spódnica jest zielona, malowana w róże. Na nią nałożony jest piękny, haftowany fartuch. Strój Emilki dopełnia wianek, czerwone korale i oczywiście warkocz, który musiała mieć każda dziewczyna.
Czy uważa Pani, że muzyka ludowa jest wystarczająco obecna w mediach, czy ma tam swoje właściwe miejsce?
JC-K: Podróżowałam wiele po krajach europejskich i powiem szczerze, że w Polsce, niestety, muzyka ludowa, a co za tym idzie i tradycja ludowa, nie zajmują należnego im miejsca. Wystarczy pojechać do sąsiadów – na Słowację, na Litwę. Tam są takie piękne festiwale folklorystyczne! U nas tego jest wciąż za mało, a mamy przecież taką bogatą kulturę, tak różnorodną, w zależności od regionu. Nie bardzo wiem, dlaczego ludzie wstydzą się wykonywać muzykę ludową. Zwłaszcza młodzi. Jestem muzykiem klasycznym i dla mnie jest to nieporozumienie, bo tak naprawdę wielu kompozytorów korzysta z zasobów muzyki ludowej. Oberki, kujawiaki, mazurki są słyszalne w wielu ich kompozycjach. Na szczęście są tacy jak Emilka, którzy reprezentują młode pokolenie i garną się do grania muzyki ludowej. Widać to podczas konkursów, w czasie których prezentują się dzieci i młodzież wraz ze swoimi mistrzami – nauczycielami. Jest więc szansa na kontynuację tego, co robimy i to mnie bardzo cieszy!
Fot. Marcin Skrzecz