Tradycji nie da się przeliczyć na pieniądze…

Prezentujemy pierwszą z cyklu rozmów z laureatami 56. Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Z Danielem Horoszczakiem z Łemkowskiego Zespołu Śpiewaczego Łastiwoczka z Przemkowa (wyróżnienie w kategorii Zespoły Śpiewacze) rozmawiali Elżbieta Osińska-Kassa i Mamadou Diouf.

Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą to najważniejsze wydarzenie w dziedzinie kultury i sztuki ludowej w Polsce. Jego głównym celem jest popularyzacja, ochrona i dokumentacja autentycznego muzykowania i śpiewu ludowego. Nagrody przyznawane są kapelom, zespołom śpiewaczym, instrumentalistom, solistom śpiewakom oraz „mistrzom i uczniom” za najlepsze wykonanie tradycyjnego folkloru muzycznego, prezentowanego z zachowaniem repertuaru i cech stylu regionalnego. Festiwalowi towarzyszą Ogólnopolskie Targi Sztuki Ludowej, seminaria i inne wydarzenia.

 

Czy Łemkowie są dobrze rozpoznawalną mniejszością etniczną w Polsce?

 

Nie wiem. Mnie to trudno oceniać. Faktem jest, że w naszym regionie dolnośląskim i tam, skąd Łemkowie pochodzą czyli w Beskidzie Niskim – wschodniej części Beskidu Sądeckiego i zachodnich kresach Bieszczad, jesteśmy rozpoznawalni. Co do Polski centralnej i innych regionów, to raczej wiedza o tym, że w naszym kraju żyje i mieszka taka mniejszość etniczna jak Łemkowie jest niewielka. Jest nas tylko około dziesięć i pół tysiąca.

 

Bywam na różnych festiwalach, wydarzeniach, prezentujących polską muzykę ludową. Zauważyłem, że jest mało młodych muzykantów i śpiewaków. Wasz zespół składa się praktycznie z samych młodych ludzi. Jak to się stało, że wybrałeś tradycyjny śpiew?

 

Powiem od razu, że nie tylko młodzi ludzie są w zespole. Są osoby powyżej czterdziestego czy pięćdziesiątego roku życia. Jesteśmy więc zespołem zdecydowanie międzypokoleniowym. Co do mojego wyboru, powiem tylko jedno – chwała moim dziadkom! Do tego dodam determinację moich rodziców, którzy w ciężkich dla nich czasach, zadbali o to, żeby zachować swoją kulturę, mimo przeciwności losu. W mojej rodzinie bardzo żywa jest tradycja przekazywania własnej kultury kolejnym pokoleniom. Naturalnie, miałem w tym także swój udział. Od najmłodszych lat czułem potrzebę zachowania własnej tożsamości. Dzięki temu mogłem znaleźć swoje miejsce w tym świecie, mieć swój kręgosłup, swój punkt odniesienia do rzeczywistości. Nie ukrywam, że ta tradycja, wartości i wszystko, co przekazali mi rodzice, dziadkowie jest dla mnie bardzo ważne.

 

Czy wszyscy członkowie zespołu mają podobną historię – dołączyli do kapeli, bo pochodzą z rodzin, w których kultywuje się tradycje? Czy może są tacy, którzy nie mieli takiego szczęścia, a chcieli poznać swoje korzenie, grając i śpiewając?

 

Większość tych osób, z którymi występowałem na festiwalu, miała taką szansę dzięki rodzinie. Jest dla nich najważniejsza, bo w sposób naturalny najlepiej przechowuje i przekazuje tradycję. W pokoleniu moich rodziców były osoby, których dziadkowie, z różnych względów, nie chcieli się przyznawać do tego, że są Łemkami. Były w przeszłości takie sytuacje. Ich wnukowie natomiast, dzięki różnym okolicznościom – jak na przykład wyjazd na pierwsze watry w górach – zobaczyli, że są też inne osoby w ich wieku, które coś wiedzą, znają kulturę i historię. Dzięki temu młode pokolenie ponownie poczuło się Łemkami. To jest piękne i bardzo ważne!

 

Czy pamiętasz jak Twoi dziadkowie przeżywali przymusową emigrację na Dolny Śląsk?

 

Zostali wygonieni ze swoich historycznych miejsc. To była trauma. Łemkowie są góralskim narodem, bardzo przywiązanym do swojej ziemi. Dla nich przyroda ma niesamowite znaczenie, żyli z nią w symbiozie. Jeżeli ktoś, w ciągu swojego życia, nie był dalej niż 40 km od domu, a nagle musi wyjechać do zupełnie innego miejsca, innej przyrody, innej rzeczywistości, to przeżywa duży szok. Szczególnie dla najstarszych, przyjazd na ziemie odzyskane, na Dolny Śląsk było przeżyciem traumatycznym. Z tego, co mi opowiadali dziadkowie, niektórzy z przesiedlonych tak przeżywali zmianę miejsca, że po kilka miesięcy nie wchodzili do nowych mieszkań, bo byli przekonani, że zaraz wrócą do siebie. Nie chcieli niczego podejmować, organizować, bo nie czuli się u siebie. Dopiero pokolenie moich rodziców się zadomowiło, poczuło, że to ich miejsce, że tutaj jest teraz ich mała ojczyzna. Dziadkowie do końca życia nie byli związani z tym nowym miejscem. Mówili, że to „cudzyna” czyli obce, cudze miejsce.

 

Śpiewacie tylko we własnym języku?

 

Tak, po łemkowsku. Wszystkie utworu są w tym języku.

 

Czy w szkole można się nauczyć łemkowskiego, czy raczej wyłącznie w rodzinie?

 

Rodzina pozostaje najważniejszą szkołą. Państwo polskie daje pewne możliwości. Jeżeli jest wola i chęć rodziców, można wprowadzić język łemkowski do szkoły w danej miejscowości. Pochodzę z takiego specyficznego miasta jak Przemków, gdzie około 30% mieszkańców gminy to Łemkowie i już w przedszkolu jest nauka języka łemkowskiego. W szkole podstawowej i średniej także, a nawet maturę można zdawać w tym języku. Co roku tacy uczniowie się zdarzają. Swego czasu na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie działał Instytut, w którym prowadzono studia w specjalności filologia rosyjska z językiem rusińsko-łemkowskim.

 

Jak zespół radzi sobie w trudnym okresie pandemii?

 

Dla wielu zespołów, grup śpiewaczych to był bardzo trudny czas. Śpiew to przede wszystkim żywe spotkanie z ludźmi, publicznością. Internet i koncerty online nie dają takiego komfortu. To jedynie półśrodek na ratowanie sytuacji. Wszystko zależało także od tego, w jakich okolicznościach pandemia „spotkała się” z zespołami. U nas większość członków zespołu zaczęła studiować, więc zmieniła swoje miejsca zamieszkania i „wyleciała z gniazda kapeli”. Czekamy teraz na młodzież, która pojawi się w ich miejsce.

 

Mając doświadczenia rodziców i dziadków, jako młody człowiek, myślisz, że łemkowska kultura będzie się rozwijała, że młodzież nie będzie uciekała od własnych korzeni?

 

Codziennie, jak się budzę, mam inne odczucia. Raz ogarnia mnie optymizm, innym razem jest zupełnie odwrotnie. Kiedy jestem na wydarzeniu, imprezie i słyszę, jak młodzi ludzie mówią i śpiewają po łemkowsku, to serce mi rośnie. Z drugiej strony mam świadomość tego, że codziennie na świecie ginie jakiś język. To jest dopiero przykre. Kultura masowa jest bezlitosna i potrafi zdominować nawet o wiele większe kultury niż nasza. Może dojść np. do takiej sytuacji, że ludzie nie będą potrzebować języka łemkowskiego, bo nie będzie utożsamiany z awansem społecznym. My się go uczymy tylko po to, by rozmawiać ze sobą. W pracy nam się nie przyda. Tego właśnie się boję. Jeżeli rodzic uważa, że dziecku bardziej przyda się mandaryński czy hiszpański, to po co będzie się uczyło łemkowskiego, skoro nic z tego nie będzie miało. Tak może być i tego się bardzo boję. Takie podejście jest oczywiście bezsensowne. Tradycji nie da się przecież przeliczyć na pieniądze. Kiedy człowiek ma już wszystko, co modne, postępowe, to dopiero wtedy zaczyna szukać swojej tożsamości, ale może już być za późno.

 

Fot. Marcin Skrzecz

 

Podstrony

Powiązane aktualności

2023 © Copyright Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi
Created by Openform