Zgodnie z tradycją w Europie sezon łowiecki rozpoczynał się w dniu św. Huberta, czyli 3 listopada. W Polsce zwyczaj ten upowszechnił się za czasów panowania króla Augusta II Mocnego. W tym dniu ziemianie organizowali w swoich majątkach polowanie lub tzw. bieg myśliwski św. Huberta. Był to tradycyjny bieg za lisem, przy czym w rolę lisa mógł się wcielić jeden z jeźdźców. Pościg rozpoczynał się wcześnie rano, sygnałem trąbki. Wówczas zgromadzeni na starcie uczestnicy rozpoczynali pogoń za lisem. Zwycięzca wracał triumfalnie do majątku na czele kawalkady jeźdźców, w tym orkiestry trębaczy. Po wręczeniu nagród, przystępowano do spożywania bigosu. Wieczorem odbywał się elegancki bal.
W okresie II Rzeczypospolitej biegi myśliwskie św. Huberta organizowały również pułki ułanów. Często uczestniczyła w nich młodzież ziemiańska, zarówno chłopcy, jak i dziewczęta. Szczególnie uroczyście obchodzono ten dzień w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu. Przygotowywano tam pogoń za lisem z przeszkodami z udziałem około 400 jeźdźców. Zmagania te śledziła licznie zgromadzona na trybunach publiczność. Dodatkową atrakcją była muzyka w wykonaniu orkiestry wojskowej i bar z gorącymi przekąskami.
Polowania za prawdziwym lisem lub zającem nie mogły się odbyć bez udziału sfory psów gończych – chartów, foksterierów, bigli (beagle), bassetów lub ogarów polskich, którymi opiekowali się tzw. dojeżdżacze. Handel psami myśliwskimi odbywał się najczęściej w drodze wymiany, rzadko sprzedaży. Na Kresach dużą popularnością cieszyły się charty, najczęściej rasy krymskiej, maści czarnej, podpalane, z dość długim włosem, wąskim pyskiem i długim ogonem. Drugą odmianę stanowiły charty zwane psowymi, większe i bardziej masywne od krymskich, najczęściej szare z długim włosem.
W okresie jesiennym, po wykopkach ziemniaków popularne były polowania na kuropatwy i zające w polu. Mogły one przebiegać sposób tradycyjny z udziałem nagonki, chociaż bardziej spektakularne były polowania na zające z chartami, które odbywały się bez udziału strzelb. Wydarzenie to doskonale opisuje Helena Kuryłowska: „Ten kto pierwszy zoczył zająca, hecował, to znaczy krzyczał: heco! heco! […] Najbliższy dojeżdżacz musiał być gotów do puszczenia chartów ze smyczy w chwili, gdy zając się poderwie. Myśliwy, ten który hecował szaraka, spędzał go, najeżdżając i wołając: wyczha! wyczha! Za zającem porywały się spuszczone ze smyczy psy, za nimi pędzili na koniach myśliwi […] Zaczynała się szaleńcza gonitwa psów i myśliwych za zającem […] Dobre charty, dając obroty i w ten sposób pomagając napędzić zająca jeden drugiemu, dopadały szaraka”. Do tego typu polowań wykorzystywano również inne rasy psów, jak foksteriery czy bigle.
Jesienne łowy organizowane w majątkach ziemskich były na ogół dużymi przedsięwzięciami o znaczeniu towarzyskim. Zaproszenia na nie często wysyłano już na początku sierpnia. Gospodarzom zależało bowiem, by stawiła się na nich cała myśliwska elita. W dobrym tonie było wcześniejsze przygotowanie „Programu łowów”, który zawierał szczegółowe informacje o dacie polowania, miejscu i czasie wyjazdu do lasu, ilości przewidywanych miotów czy czasie serwowania posiłków. Regulamin podawał też informacje na temat bezpieczeństwa i porządku podczas polowań. Zwyczajowo organizator nie brał udziału w gonitwie, ale dbał o porządek i komfort gości oraz nadzorował przebieg całego przedsięwzięcia. Wybierał też króla i wicekróla, czyli myśliwych, którzy osiągnęli najlepsze wyniki. Polowania z udziałem zaproszonych gości zwyczajowo kończyły się wielkim przyjęciem, a nawet balem we dworze.
Łowy w tamtych czasach były częstym i lubianym sposobem spędzania wolnego czasu, zwłaszcza przez mężczyzn, chociaż sukcesy w tej dziedzinie odnosiły również kobiety. Przykładem może być Helena hr. Mycielska, która została „królową” polowania w Bonikowie w 1904 roku osiągając wynik 221 zajęcy, 27 bażantów i 2 sarny. Każdy młody uczestnik (dotyczyło to przede wszystkim chłopców), który upolował swoją pierwszą zdobycz był bardzo często pasowany przez ojca na myśliwego. Odbywało się to poprzez nakreślenie na jego czole znaku krzyża św. Huberta krwią zabitego zwierzęcia.
Dbano o kultywowanie ukształtowanych przez wieki tradycji, które tworzyły łowiecki język i kulturę. Myśliwskim pozdrowieniem, które funkcjonuje do dziś są słowa „Darz Bór!”. Nieobce były myśliwym także liczne powiedzenia, przysłowia i przesądy myśliwskie. Posługiwali się też specjalnym językiem łowieckim, który obecnie stanowi jeden z pomników naszej kultury. Szczególne znaczenie dla myśliwych miały również rozmaite ceremonie inicjacyjne, jak ślubowanie i chrzest oraz zwyczaje związane z upolowaną zwierzyną, jak pokot, ostatni kęs, pieczęć i złom. Nie można też zapominać o sygnalistyce łowieckiej. Odgłosy myśliwskich sygnałów oprócz tego, że miały swój niepowtarzalny czar i uatrakcyjniały polowanie, pełniły jeszcze jedną ważną funkcję – pomagały dobrze zorganizować łowy i w dużym stopniu przyczyniały się do ich bezpiecznego przeprowadzenia. Z czasem zaczęto grać melodie na cześć patronów myśliwych, starano się ich przebłagać za myśliwskie pomyłki, a także podziękować za udane polowanie i dary kniei.
Ważną kwestią było przestrzeganie okresów ochronnych i całkowitych zakazów odstrzałów zwierząt, ustanowionych przez prawo łowieckie. Na przykład w okresie międzywojennym nie obowiązywały okresy ochronne na strzelanie do dzików i dzikich królików. Od 15 lipca do połowy stycznia można było polować na dzikie kaczki, bekasy i kuliki. Do zajęcy i lisów można było strzelać przez prawie cały okres jesienny i zimowy, do kuropatw, cietrzewi i bażantów – od 1 września do pierwszych śniegów. Ograniczenia dotyczące odstrzału saren, łosi i łani jelenich uzależniano m.in. od liczebności tej zwierzyny na danym terenie w konkretnym okresie. Niedźwiedzie i żubry były objęte ochroną całkowitą. Oprócz przepisów prawnych obowiązywały też niepisane zasady związane w poszanowaniem zwierzyny. Nie strzelano do kuropatw na śniegu, do bażantów na ziemi, do saren i łani z młodymi czy loch z warchlakami.
Myśliwi, których patronem był św. Hubert pamiętali też o moralnych i religijnych aspektach związanych z polowaniami. Dlatego zgodnie z tradycją uczestnicy pierwszych łowów brali udział we mszy świętej, podczas której powierzali się opiece swojego patrona. Ponadto nie urządzali polowań w niedzielę i święta, z wyjątkiem dnia św. Huberta, Wigilii i Sylwestra. Nie polowano również podczas żałoby czy śmierci bliskiej osoby.
Dzień 3 listopada to święto myśliwych. W tym dniu, na cześć patrona św. Huberta, urządza się najważniejsze i najbardziej uroczyste polowanie, które otwiera sezon polowań jesienno-zimowych. Po zakończeniu łowów odbywa się uroczysty pokot, który jest też doskonałą okazją do dokonania aktu inicjacji młodego myśliwego. Potem tradycyjnie rozpoczyna się biesiada myśliwska. Organizowane jest wspólne ognisko, w którym uczestniczą myśliwi z rodzinami, zaproszeni goście i naganiacze. Oczywiście nie może na nim zabraknąć myśliwskiego bigosu, pieczonych kiełbasek i nalewek. Nieodłączną częścią ogniska jest muzyka i opowieści myśliwskie, zwane też łaciną.
Obchody dnia św. Huberta zawierają wiele akcentów poważnych, jednak w swej głębszej warstwie nasycone są radością i niefrasobliwym myśliwskim humorem. Co roku myśliwi chętnie przybywają na tę uroczystość, która zawsze zawiera w sobie coś niepowtarzalnego i niezapomnianego.
Oprac: Joanna Radziewicz
Źródła:
1. Pruszak, T.: „Ziemiańskie święta i zabawy: tradycje karnawałowe, ślubne, dożynkowe i inne”. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2012
2. Mróz, M.: Dawne zwyczaje myśliwskie we współczesnej polskiej kulturze łowieckiej.
Fot. Z książki: Gospodarstwo łowieckie z historyą starożytną łowiectwa polskiego, Warszawa 1845