Rozmowa z Grzegorzem Królem – artystą ludowym, rzeźbiarzem i malarzem

Rzeźbiarstwem zaczął zajmować się w 1967 roku, a zadebiutował w 1973 roku w Toruniu, biorąc udział w konkursie „Mikołaj Kopernik w rzeźbie ludowej”. W 1982 roku został członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych. W swych pracach podejmuje tematykę religijną i świecką. Specjalizuje się w tworzeniu rzeźb pełnych – pojedynczych i wielofigurowych oraz reliefów.

Najczęściej wykorzystywanym przez artystę materiałem jest lite drewno, z którego powstają dzieła różnej wielkości.

 

Kto wpłynął na Pana najbardziej? Kto zmotywował do podjęcia się pracy artystycznej?

 

Prawdę mówiąc, to na podstawie opowieści o dziadku, którego nie pamiętam. Miałem mniej niż 4 lata, kiedy w 1957 roku zmarł mój dziadek, ze strony matki. On był twórcą. Została mi tylko jedna praca dziadka, ale dużo opowiadali o nim rodzice, szczególnie ojciec o swoim teściu. Te opowieści przemówiły do mnie i bardzo zmotywowały. Pomyślałem sobie, że może spróbuję iść tą drogą.

 

Zacząłem od ptaszków, kiedy chodziłem do szkoły podstawowej. To było bardzo trudne do rzeźbienia, ale coś mi tam wyszło i nawet je pomalowałem. Kiedy miałem już 20 lat, bardzo poważnie podszedłem do sprawy. Wtedy właściwie postanowiłem wziąć się za poważniejsze rzeźbienie. Na początku, z kawałka drewna chciałem wyrzeźbić głowę Chrystusa. To była taka nagła inspiracja! Nie do końca wiedziałem jak się do tego zabrać, jak podejść. Było mi bardzo trudno. Zmęczyłem się i wyrzuciłem to, co powstało, po prostu w kąt.

 

Po jakimś czasie, trwało to około pół roku, wróciłem do rzeźbienia. Trochę zrobiłem i znów rzuciłem. Po roku postanowiłem wziąć się ostro do pracy i dzięki wielkiemu mozołowi, wyszła bardzo realistyczna głowa Chrystusa. Potem dowiedziałem się, że jest organizowany konkurs „Mikołaj Kopernik w sztuce ludowej” w Toruniu. Wysłałem tam jedną pracę zrobioną z kilku elementów. Wtedy dużo lepiej poszło to rzeźbienie, dużo lepiej. To były czasy kiedy dążyłem do realizmu.

 

Jak rozwijała się Pana kariera?

 

Ku mojemu zaskoczeniu, praca została opisana w katalogu Muzeum Etnograficznego
w Toruniu. Wtedy to było wielkie wyróżnienie, które motywowało do rzeźbienia. Później poszedłem do wojska. Kiedy pokazałem katalog z Muzeum Etnograficznego, przydzielono mnie do pracowni plastycznej. Tam było kilku żołnierzy, rzeźbiliśmy na początku głównie w gipsie, ale też malowaliśmy trochę dla siebie. To była pewna forma reklamy też naszych prac. Będąc kiedyś na inspekcji w jednostce, pewien generał zobaczył moje rzeźby i bardzo mu się spodobały. Postanowił o moim przeniesieniu do jednostki w Bydgoszczy, gdzie dostałem samodzielną pracownię. Od tamtego momentu rzeźbiłem tylko i wyłącznie w drewnie. Były to głównie dzieje oręża polskiego, czyli od Mieszka I do czasów Powstania Listopadowego. Zrobiłem kilkanaście takich rzeźb. Przy okazji rzeźbiłem też muzykantów i inne wiejskie scenki. Rzeźby trafiały do klubów żołnierskich, jako dekoracje. Dostałem nawet propozycje, żeby zostać w jednostce, ale postanowiłem wrócić do rodzinnej wsi.

 

Potem musiałem się przekwalifikować i zacząłem pracować jako stolarz modelarz, co było zupełnie czymś innym, mimo że związanym z drewnem. Długo nie pracowałem w tym zakładzie. Zacząłem na własną rękę prowadzić działalność. artystyczną, jako twórca ludowy. Pomogła mi w tym pani kustosz Oddziału Muzeum Narodowego w Kielcach. Ukierunkowała mnie po prostu. Wytłumaczyła, na czym polegają kanony twórczości ludowej. Powiedziała, że sztuka taka nie musi być tak dokładna, ani zbyt proporcjonalna. Często do niej przyjeżdżałem. Pokazała mi kilka dzieł, dawała wskazówki, co jest złe, co dobre. Nawiązałem później współpracę ze Spółdzielnią Rękodzieła Artystycznego Millenium w Krakowie. Tam, w komisji był pewien profesor, który kontrolował prace. To nie było jak w Cepelii, że produkowano jedno i to samo. To były unikaty, które trafiały do galerii, nie tylko w Polsce, ale i na wystawy w Niemczech, Bułgarii, ówczesnej Czechosłowacji i chyba w Szwajcarii.

 

Rzeźbiłem i prowadziłem działalność artystyczną przez 20 lat. Za te rzeźby wybudowałem dom. Potem miałem poważny wypadek. Pod koniec budowy rozbierałem komórkę, spadłem i potężnie się potłukłem. Mimo wszystko rzeźbiłem dalej, z przerwami. Jak nie mogłem rzeźbić, to malowałem i odwrotnie. Musiałem przerwać działalność artystyczną jako twórca ludowy. Byłem przez jakiś czas na rencie. Starałem się jednak pracować, przyjeżdżali do mnie z galerii i kupowali rzeźby.

 

Nie mógł Pan żyć bez rzeźbienia…

 

Tak, mimo mojej choroby. Lekarz zabrania mi pracować, ale to jest dla mnie sens życia. Z tego trudno mi zrezygnować, o dziwo, ze względów zdrowotnych. Kiedy nie rzeźbię nawet tydzień, jestem niespokojny. Może to taki dobry nałóg. Lepiej po prostu się czuję, kiedy pracuję.

 

Nie myślał Pan o tym żeby uczyć w szkole?

 

No, raczej za wysokie progi. Pracowałem, po wypadku, w liceum ogólnokształcącym. Byłem szatniarzem, woźnym. Przy okazji dyrektor zapraszał mnie do prowadzenia lekcji o kulturze. Dużo było takich zajęć, podczas których przekazywałem wiedzę młodzieży. Niektórzy byli bardzo zainteresowani.

 

Rzeźba czy malarstwo, gdyby Pan miał dokonać wyboru, którą dziedzinę wybrałby Pan?

 

Zdecydowanie rzeźba! Jest moim żywiołem. Drewno mówi do mnie, skąd jest, gdzie rosło, w jakich warunkach. Tu leży różnica. Malarstwo to iluzja a rzeźba to wyobraźnia przestrzenna. Bardziej rzeźba pociąga mnie, po prostu.

 

Od kilku miesięcy, kultura jest „zamrożona” z powodu pandemii. Jak Pan przeżywa ten okres?

 

Po prostu ucięły się kontakty, przedtem przyjeżdżali do mnie kolekcjonerzy z Polski i zagranicy. Tego już nie ma, z powodu tej choroby. Nic się nie sprzedaje. Robiłem indywidualne wystawy, np. w Kielcach. Wszystko się teraz ucięło i cichutko jest. Mimo wszystko rzeźbię. Może coś się zmieni i będzie znowu dobrze.

 

Niektóre instytucje, samorządy mają propozycje wsparcia dla twórców. Czy korzystał Pan z takiej pomocy?

 

Tak. Złożyłem wniosek o pomoc socjalną do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jestem członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie. To Zarząd Stowarzyszenia poinformował mnie, że takie dofinansowanie istnieje.

 

Czego oczekiwałaby Pan od instytucji czy firm, które chcą pomóc twórcom ludowym?

 

Oczekiwałbym bardziej zamówień. Niech jakaś firma czy instytucja zorganizuje nam miejsce, plener, gdzie artyści będą mogli prezentować swoje dzieła. Taka forma byłaby właściwa dla promocji i reklamy naszej twórczości. Moglibyśmy też spotkać się z publicznością i rozmawiać o naszej pracy, trudnościach, ale w warunkach epidemii jest to trudne.

 

Rozmawiał Mamadou Diouf
Fot. Aneta Szwaczyk Wystawa rzeźb G. Króla w Muzeum im. O. Kolberga w Przysusze, Oddział MWR, fot. Aneta, 2016

 

Podstrony

Powiązane aktualności

2023 © Copyright Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi
Created by Openform