Muzyka odnaleziona

Rozmowa z prof. Andrzejem Bieńkowskim o kulturze ludowej

Czym kiedyś była tradycja, a z czym kojarzymy ją dziś? Czy głównie z tradycyjną żywnością i rękodziełem? W pewnym sensie tradycja staje się chyba również praktyczna. Wiejskie wyroby są po prostu zdrowsze, życie na wsi mniej stresujące.

 

– Tradycja jest pojęciem szerokim. Najczęściej rozumiemy pod nim produkty tradycyjne, muzykę, stroje, śpiewy, rzemiosło artystyczne. Owe przejawy tradycji dawniej jednoczyły
i konsolidowały mieszkańców wsi, stanowiąc jej czynnik wyróżniający. Mieszkańcy wsi mówili – to nasze, my dzięki tej tradycji łączymy się przeciwko obcym, którzy są z zewnątrz. Obecnie po zmianach, jakie zaszły, obserwuję, że na wsi nie mieszkają już chłopi, a farmerzy, również urzędnicy państwowi, biznesmeni, którzy świadomie powracają do tradycji wiejskich. Do śpiewów, do pieczenia chleba, wyrobu wędlin, rzemiosła itd. Traktują ten rodzaj aktywności jako dobry sposób na życie. Widzimy przy tym zjawisko rozwoju lokalnego patriotyzmu. Tradycyjne wyroby, tradycyjna twórczość wpisują się świetnie w ową tendencję, bo stanowią sposób prezentacji wsi na zewnątrz. To podstawowy sposób rozumienia pojęcia tradycji, w którą wpisuje się tradycyjna wytwórczość. Ale tradycja jest pojęciem szerszym- to sposób życia, uprawiania roli. To również presja społeczna na wsi, która miała ogromną siłę. Słynne ławeczki, gdzie siedzieli starsi ludzie, nazywałem chórem greckim, który zmuszał ludzi do zachowań, jakie ów „chór” uważał za godne i tradycyjne. Ciekawie opisuje to zjawisko Antoni Kroh w książce pt. „Sklep potrzeb kulturalnych”. Społeczność wiejska wywierała zatem na jej mieszkańców ogromną presję. Decydowała ona o tym, ile dzieci ma mieć dana kobieta, jak ma wyglądać architektura i itd. Potęga tradycji polegała również na opresyjności. Od wielu lat jestem również mieszkańcem wsi, bo dzielę swój czas między miasto a wieś i sam odczułem ową presję społeczności wiejskiej. Gdy byłem jeszcze kawalerem byłem wręcz zadręczany pytaniami o to, kiedy się ożenię. Sprowadzanie tradycji wyłącznie do zewnętrznych atrybutów jest więc powierzchowne.

 

– Wieś przekształcała się i przekształca w całej Europie. W Polsce jednak sytuacja ta wygląda odmiennie choćby od krajów, gdzie jej mieszkańcy stanowili również duży odsetek społeczeństwa, jak Szwecja ..

 

– Te procesy, które zachodzą od połowy XX wieku w Polsce są bardzo podobne do procesów, które zachodziły wcześniej, tzn. ok. 20 lat w innych krajach Europy – Danii, Szwecji, Francji. Wieś otwiera się i zmienia pod wpływem zdobyczy cywilizacji. Trzeba tu podkreślić, że w przypadku Polski mamy do czynienia z pewnym fenomenem kulturowym, ponieważ tutaj najdłużej panowała pańszczyzna, praktycznie do końca XIX wieku. Chłopi mieli podobne prawa co Murzyni w Alabamie, co czyniło ich praktycznie niewolnikami, a z czego mało sobie zdajemy sprawę. Nie mieli prawa przemieszczania się, nie posiadali prawa do własności, byli obiektem sprzedaży itd. Wszystko to miało ogromny wpływ na kulturę tradycyjność wsi. Kiedy na przełomie lat 80-tych i 90-tych zbierałem na polskich wsiach materiały etnograficzne, pamięć pańszczyzny i upokorzeń z nią związanych była wciąż tam bardzo silna. Współcześnie szereg zjawisk, który nazywamy tradycją, jest pobudzanych przez miasto. Często, gdyby nie pieniądze z zewnątrz, np. z domów kultury, samorządów owa pojmowana powszechnie tradycja by zanikła.

 

– Filozof prof. Hartman mówiąc o tradycji współcześnie czyni tu zarzut mówiąc o cepelizacji tradycji. Nie da się, jego zdaniem, zagrać autentyczności.

 

– Mam tu inne zdanie. Cieszmy się z tego, że występuje cepelizacja, bo alternatywą do niej byłby po prostu całkowity zanik szeregu zjawisk, pod którymi rozumiemy tradycję. Podam tu przykład z własnych doświadczeń. Przez wiele lat współpracowałem z pewną miejscowością organizując im duże festyny muzyki i śpiewów ludowych. Pomagałem zdobyć fundusze na ten cel. W pewnym momencie, po wielu udanych edycjach Festynu, który gromadził świetne zespoły z wielu krajów i tysięczną publiczność poczułem, że dzieje się coś niedobrego. Przeprowadziłem zatem rozmowę z burmistrzem miasta, który poinformował mnie, iż mieszkańcy uważają, że chcę zrobić z ich miejscowością „wiochę”. Chcą więc, by zamiast zespołów ludowych zapraszać np. wykonawców z telewizji. Mówię to po to, by podkreślić, że to zapotrzebowanie na kulturę tradycyjną jest często wyrażane przez miasto, a nie przez wieś. O wiele łatwiej jest samym mieszkańcom wsi zaakceptować kulturę wiejską jeśli widzą taką akceptację ze strony mieszkańców miast.

 

– W miastach powstały Domy Tańca, gdzie organizuje się koncerty i potańcówki z udziałem wiejskich muzykantów. Działają z powodzeniem w całej Europie.

 

– Domy Tańca zostały stworzone w latach 20-tych XX wieku na Węgrzech przez tak uznanych twórców jak: Bela Bartok i Zoltan Kodaly; osobowości ze świata muzyki z najwyższej półki. Skłonił ich do tego fakt, który odnotowali z przerażaniem, że zaczyna dominować na Węgrzech muzyka cygańska i w ten sposób dochodzi do wynarodowienia ich muzyki rodzimej. Przestraszyli się zafałszowanego obrazu węgierskiej muzyki narodowej i zaczęli szukać jej źródeł. Paradoksalnie znaleźli je w Rumunii, gdzie istniały domy, gdzie tradycyjni muzykanci przyciągali całą wieś, która przychodziła potańczyć. Muzyka, jaką grali przeznaczona była nie do słuchania, a do tańców tak jak w Polsce mazurki, oberki. Tak zrodziła się idea Domów Tańca, które następnie masowo zaczęły powstawać w całej Europie. Największe chyba wrażenie zrobił na mnie Dom Tańca w Sztokholmie – pięknie położony nad morzem XIX-wieczny drewniany ogromny budynek. Co sobota schodzą się do niego tłumy młodzieży z najróżniejszymi instrumentami, bo panuje tam zasada, że gra się na wszystkim, co nie jest wzmacniane elektrycznie a więc na trąbce, akordeonie, puzonie itd. Instrument, którym Szwedzi szczycą się szczególnie to skrzypce klawiszowe. Dziesiątki młodych osób gra na nich na przykład narodowy utwór Szwedów – polkę. Mówi się, że polka zawędrowała do Szwecji z Mazur. Podczas jednej z wizyt w Szwecji towarzyszył mi Jan Gaca – polski muzykant, który w Domu Tańca, po tym jak Szwedzi wykonali swoją polkę, zagrał nasze polskie oberki. Ukazała się wówczas w całej pełni różnica, jaka jest między tymi utworami. Dostojna szwedzka polka różniła się bardzo od dynamicznych szalonych oberków, przy których spokojni Szwedzi mylili krok. Widać zatem, że utwory wyrastające z jednego pnia ulegają potem modyfikacji. W Szwecji ruch związany z Domami Tańca i rodzimą muzyką ludową jest powszechny. Panuje tam przekonanie, że muzyka ludowa jest bezcenna, unikatowa właśnie z tego powodu, że wyrosła u nich, należy tylko do nich i tylko u nich można ją usłyszeć. Chciałbym bardzo, żeby w Polsce pojawiła się podobna świadomość, że awans cywilizacyjny będzie sprzyjał tradycji. Żebyśmy pamiętali, że harmonia, skrzypce, bęben to instrumenty towarzyszące naszej, polskiej muzyce ludowej. I wspaniałość tej muzyki polega na tym, że tylko tutaj można ją usłyszeć.

 

– Był Pan jednym z inicjatorów powstania Domów Tańca w Polsce. W okresie letnim coraz bardziej popularne stają się tzw. tabory -warsztaty pieśni, muzyki ludowej.

 

– W Polsce ruch Domów Tańca powstał kilkanaście lat temu. Efektem pączkowania idei Domów Tańca jest właśnie m.in. organizacja taborów, gdzie podczas letnich spotkań naucza się muzyki, pieśni ludowych. Na początku młodzi ludzie odwiedzający Domy Tańca zachowywali się w czasie koncertów muzyki ludowej jak na dyskotekach lub koncertach muzyki metalowej, gdzie się poguje. Muzyka wiejska, która jest bardzo rytmiczna porywała ich, ale nie znali właściwych dla niej tańców. Wolontariusze z czasem nauczyli ich tańczyć oberki, polki, mazurki i obecnie łatwiej znaleźć wśród młodzieży z miasta tych, którzy znają tradycyjne tańce wiejskie niż wśród młodzieży wiejskiej. Na wsi młodzież jeszcze jakby wstydzi się wiejskich korzeni i chce uzyskać szybki awans do miasta.

 

– Ten pogląd jest powszechny. Dlaczego pochodzenie wiejskie wiąże się ze wstydem?

 

– Dają tu o sobie znać lata upokorzeń społeczności wiejskich i wynikające z tego poczucie bycia obywatelem drugiej kategorii. To poczucie wiąże się z również z tym, że mieszkańcy wsi byli biedniejsi od mieszańców miast. Ową zależność i stosunek osób wywodzących się ze wsi do ich macierzy pokazują badania socjologiczne, jakie przeprowadzano pod tym kątem. Sam również obserwuję to zjawisko. Pracuję na wyższej uczelni i obserwuję to od momentu kiedy wykładam na wydziale wzornictwa przemysłowego, czyli od ponad 30 lat zjawisko związane z ogromnym zróżnicowaniem poziomu edukacji w dużych i małych miejscowościach czy wsiach. Na wydział wzornictwa przemysłowego, uznawanego za elitarny, nie dostawali się przez te lata kandydaci pochodzący ze wsi czy małego miasta. Nie mieli na to najmniejszych szans, ponieważ ogromna przepaść edukacyjna dzieląca ich od młodzieży z dużych miast powodowała, że nie byli w stanie zdać egzaminów wstępnych. Sytuacja ta uległa zmianie dopiero od momentu wstąpienia do Unii Europejskiej. Ale nawet jeśli zapytać studenta czy studentkę – nawiasem mówiąc na kierunkach humanistycznych studiują głównie kobiety – pochodzących ze wsi lub małej miejscowości skąd są, to odpowiadają wymieniając nazwę najbliższego ich miejscowości większego miasta jakby się wstydzili własnych korzeni. Można zatem stwierdzić, że pochodzenie wiejskie stanowi wciąż bardzo złożony psychologicznie problem. Mówienie więc tutaj o tradycji powinno wiązać się ze świadomością ceny jaką muszą płacić i płaciły osoby, które podtrzymywały ową tradycję.

 

– Gdzie w naszej części Europy kultura ludowa jest najbardziej żywa?

 

– Największym zainteresowaniem kultura ludowa cieszy się na Ukrainie. Na Ukrainie kultura wiejska jest elementem tożsamości kulturowej. W Polsce natomiast panuje lekceważący chłopów etos szlachecki. Na Białorusi sytuacja przedstawia się jeszcze inaczej. To kraj kołchozowy. W każdej wsi był kołchoz i dom kultury będący najładniejszym budynkiem w okolicy. Spotkania w domach kultury są wykorzystywane do celów propagandowych, a przy okazji śpiewa się np. pieśni kołchozowe. Od pewnego czasu śpiewa się również pieśni kupałowe i rusałkowe, które są rzeczywiście wyjątkowe. Nagrałem na Białorusi ponad 80 zespołów śpiewaczych począwszy od granicy z Polską aż po granicę z Rosją. Po śmierci kobiet inicjujących obrzędy na Białorusi, mało kto je nadal kultywuje. Jedynie pod egidą domów kultury żyją jeszcze. Pogańskie obrzędy wpisują się tam w jakiś sposób w prawosławie. Byłem świadkiem autentycznego święta rusałek na Ukrainie, które nagrałem. To niesamowite przeżycie. Tydzień po Zielonych Świątkach wieńcami wybawia się rusałki z domu i zaprowadza na cmentarz.

 

– Czy w Polsce mieliśmy obrzędy będące tak barwnym spektaklem?

 

– Nie, ponieważ to są bardzo archaiczne obrzędy. Prawosławie łatwiej adoptowało się do pogaństwa, katolicyzm rzymski surowo tępił pogańskie i neopogańskie obrzędy. U nas święto, które przetrwało to Kupał czyli św. Jana, najkrótsza noc w roku. Młodzież zbiera się nad rzeką, pali ogniska, pije piwo i często nie wie pewnie, że kultywuje bardzo starą tradycję. W Polsce, jak i na Ukrainie i Białorusi, mamy ten sam problem dotyczący dawnych tradycji, wiążący się z barierą wieku. Zaprzyjaźniam się z wieloma starszymi osobami żyjącymi kulturą ludową  i często obawiam się wrócić do nich na wieś, bo ciągle odchodzą. Staruszki, które tak pięknie śpiewały, energiczni muzykanci … Powstaje w ten sposób pustka nie do wypełnienia i to jest dramat. U naszych wschodnich przyjaciół często pracownicy domów kultury sami zaczynają wykonywać prastary repertuar z obawy przed utratą pracy. Palacz, księgowa uczą się pieśni ludowych, zresztą oni wszyscy mają fantastyczne głosy. Wolą jednak od pieśni ludowych pieśni biesiadne. Trzeba nawet stwierdzić, że nasi sąsiedzi mają ciekawsze od naszych pieśni biesiadne i cudownie je wykonują. Zastanawiające jest, skąd oni mają tak piękne głosy. Może przez to, że tyle bagien występowało na ich terenach.

 

– Muzyka towarzyszy biesiadom i weselom, ale wesela na wsi mają obecnie inną oprawę muzyczną niż przed laty..

 

– Weselne kapele wyglądają teraz inaczej. Żyją jeszcze osiemdziesięciolatkowie, którzy grali na weselach wiejskich. Mamy też w tej dziedzinie kilku mistrzów, niedawno wydałem album ,,3 x Gace” W związku z wydaniem owej płyty zjechało się do wsi, gdzie mieszkają wielu ich uczniów z całej Polski. Gacowie uczą młodzież z miasta grać na skrzypcach w sposób tradycyjny; nie folkowy. Folk to popkulturowa stylizacja muzyki ludowej, co często podkreślam. Ruch uczniów mistrzów muzyki ludowej zaczął się kilka lat temu, bardzo mało jest w nim osób po szkołach muzycznych, większość stanowią samoucy. Grają muzykę nietemperowaną. w sposób wiejski, podkręcany, który jakby przeczy graniu muzyki w sposób profesjonalny. Sam Jan Gaca stał się najsławniejszym polskim skrzypkiem, w jego domu przewija się rzesza osób z całego świata zainteresowanych jego muzyką. Miał tourne w Stanach Zjednoczonych. A trzeba pamiętać, że to pan w wieku ponad 80 lat i jest jednym z ostatnich reprezentantów muzyki ludowej w tym wydaniu. Kończy się zatem pewna epoka, ale to naturalne w rozwoju cywilizacji. Wraz z jej zmianami, jak również ze zmianami gustów skończył się też barok, art noveau i inne epoki w historii kultury.

 

– Barok się skończył, ale muzyka barokowa wciąż rozbrzmiewa w salach koncertowych. Muzykanci ludowi też mają swoich uczniów, o których Pan mówi.

 

– Następcy wiejskich muzykantów będą grali analogicznie do wykonawców np. muzyki renesansowej, którzy nie próbują jej unowocześniać, a wręcz przeciwnie. I tak szukają na przykład dawnych sposobów trzymania instrumentów. Muzyka wiejska różni się od folku, który moim zdaniem w części przeminie a w części będzie stanowił przyjemną rozrywkową stylizację muzyki ludowej jak np. zespół Mazowsze. Siła muzyki wiejskiej tkwi właśnie w jej autentyczności. Mówiąc obrazowo: słodkie konfitury znajdziemy dociekając jak naprawdę grali wiejscy muzykanci, szukając bogactwa związanego z ozdobnictwem tej muzyki. Mazurek na przykład nigdy nie był grany w ten sam sposób. Struktura mazurka polega na tym, że pojawia się jeden motyw, który się ogrywa. Gdy na wsi pojawiły się harmonie i akordeony powstała wraz z nimi potrzeba korzystania z nut. Wcześniej muzykantom – skrzypkom nuty nie było potrzebne, ponieważ improwizowali podobnie jak jazzmani współcześnie. Muzyka ta oczywiście zmieniła funkcje i nazywam to zjawiskiem koncertowym właśnie.

 

– Wydaje Pan publikacje z serii „Muzyka odnaleziona” docenionej przez media mainstreamowe. Wydanie płyt i książek wiąże się na pewno z dużymi kosztami.

 

– Wydanie publikacji jest bardzo kosztowne. Z pozyskaniem funduszy na ten cel różnie bywa. Pomaga nam tu bardzo Ministerstwo Kultury. Mało osób jest jednak świadomych tego, że z dotacjami wiążą się pewne paradoksy. Publikacja, która była dotowana nie może być sprzedana, można ją jedynie rozdać. A proszę prześledzić półki sklepów muzycznych w Polsce – dominuje na nich amerykańska pop kultura, znajdziemy też trochę polskiej rozrywki, trochę folku. Ale autentycznej muzyki ludowej nie można znaleźć. Wynika z tego, że nie cieszy się ona powszechnym zainteresowaniem. Należałoby więc bardziej ją promować i przedstawiać na rynku właśnie z pomocą środków z dotacji.

 

– A Pana zainteresowanie kulturą wiejską wiąże się z pochodzeniem czy wynika z owego doceniającego spojrzenia mieszkańca miasta na wieś?

 

– Mój ojciec wychował się na wsi na Kujawach i często opowiadał mi o tamtejszej muzyce i obyczajach. Świecie bez elektryczności, łąkach, gdzie pasło się krowy itd. W latach 70-tych sam zacząłem inspirować się kulturą ludową w malarstwie. Tworzyłem dla siebie, potem dla znajomych. Powoli moja kolekcja i zainteresowanie kulturą ludową, w tym muzyką ludową, rosły. Kiedy usłyszałem jakieś ciekawe wykonanie muzyki tradycyjnej, pragnąłem je nagrać, by potem móc jeszcze nim się cieszyć. Nagrań muzyki ludowej nie było wówczas w ogóle
w mediach. Kiedy moja kolekcja muzyki rozrosła się, poczułem się odpowiedzialny za zbiory. Uznałem, że są zbyt cenne i wartościowe, by zachować je tylko dla siebie. Postanowiłem nagrać wszystkich muzykantów; którzy grali w tym rejonie. Nie było to łatwe, musiałem nauczyć się technik wywiadu itd. Kiedyś – gdy właściwie jako jeden z nielicznych dokumentowałem wiejską muzykę zdarzało się, że sam muzykant prosił o nagranie jego utworów dla wnuków. Co znamienne to wnukowie dopiero, a nie synowie, zainteresowali się muzyką dziadków. Wnukowie czasem ją doceniają,

 

– Czy wśród etnografów również zwiększa się ta świadomość unikalności kultury ludowej, o której mówił Pan na początku?

 

– Wśród badaczy również pojawia się nowe pokolenie, które myśli w nowych kategoriach antropologicznych. Obecnie na jednego muzykanta wiejskiego przypada kilkunastu etnografów. Obrazki kojarzące się powszechnie z tradycją nie zawsze są przyjemne – sielska wieś, wiatraki, gąski, sady – ale trzeba zapytać co dalej? Muzykanci, których nagrywałem nie umieli często pisać, ale ich dzieci, wnukowie skończyli studia. Awans cywilizacyjny jest zatem ogromny. Mam poczucie, że właśnie awans cywilizacyjny będzie sprzyjał tradycji. Świadomie bowiem będziemy do niej wracać, ponieważ nie będziemy się już wstydzi siebie i własnych korzeni.

 

Autor: Eliza Czapska

 

Fot. Kinga Rogalska

Podstrony

Powiązane aktualności

2023 © Copyright Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi
Created by Openform