Jak ziemianki i włościanki wysnuły marzenie o wielkiej wystawie. 95. lecie złotego medalu dla Snutki Golińskiej na Pewuce

Poznań w 1929 roku jest na ustach wszystkich. Od maja do października odwiedza go 4,5 miliona gości, w tym 200 tysięcy zagranicznych. Powód, to największa w historii kraju wystawa osiągnięć Polaków po odzyskaniu wolności.
Sukienka z wyszytym przez autorkę snutym kołnierzem. powstała na wystawę z okazji 95- lecia pokazu haftu. Symbolizuje połączenie dwóch stanów, ziemiaństwa i chłopstwa. Wystawa czasowa w Muzeum Adama Mickiewicza.

 

Chwalimy się maszynami i warzywami, tkaninami i lokomotywami, największym hotelem i wesołym miasteczkiem, a także działalnością licznych organizacji. W tym Wielkopolskiego Związku Kół Włościanek i Towarzystwa Ziemianek Wielkopolskich, które wspólnie z innymi organizacjami kobiecymi wystawiają się w pawilonie wzorowanym na staropolski dwór. Chwalą się sztuką, rzemiosłem i rękodziełem z wszystkich regionów, wykonywane i przez panie i przez chłopki. A wśród nich wyróżnia się kilkadziesiąt prac z niewielkiej Goliny pod Jarocinem, w tym szczególnie delikatny, ażurowy, biały haft snuty.

Ale teraz jeszcze mamy kwiecień, przed wystawą. Na dworze nadal czuć skutki zimy stulecia, a w śmiełowskim dworze gorączka. Och, to dziś, wielki pokaz. Helena Moszczeńska, właścicielka Goliny przywiezie hafty wykonane przez nią i mieszkanki wsi. Gdzie je rozłożyć? Największy salon ich nie pomieści. – Damy radę – zarządza podekscytowana Maria Chełkowska, właścicielka Śmiełowa i wita koleżankę. Wspomina jak w 1918 roku jechała do Poznania z Ignacym Paderewskim. A dziś, kto by pomyślał, przygotowują się do wystawy w wolnej Polsce. Panie i włościanki delikatnie rozkładają prace. Ach, ten bielutki haft snuty. Przypomina koronkę. Chełkowska jest zachwycona, Moszczeńska promienieje z dumy. Są zgodne, że nim będą promować region w Pawilonie Ziemianek i Włościanek na Powszechnej Wystawie Krajowej, czyli Pewuce.

 

Maria Chełkowska (na środku) z Kołem Włościanek z Wilkowyji. Fot. ze zbiorów Muzeum Adama Mickiewicza w Śmiełowie.

 

A kilka miesięcy wcześniej w Golinie, Franciszka razem z innymi chłopkami, rozkłada wyszyte elementy na płótnie i lekko fastryguje. Zaraz wspólnie je połączą w całość nitkami. Nazywają je pajęczymi nóżkami, później snutkami. Tam, gdzie nitki będą za długie, wstawią malutkie dziergane kółeczka, czyli pęczkami. Na taką wspólną robotę mówią składkowa i w ten sposób tworzą długie na kilka metrów, kościelne obrusy. Dwa pokażą w Poznaniu. Ania też w skupieniu kończy wycinanie tkaniny pod nasnutymi nitkami, pozostawiając ażur między dekoracyjnymi dziurkami
i margaretkami. Oj, tu wystarczy chwila nieuwagi i łatwo je uciąć niszcząc dzieło. – A lepiej się postarać niż potem naprawiać – mawia jej mama Rozalia, z domu Grygiel.

Franciszkę Grygiel i Annę Tomaszewską (jej mama to siostra mojego pradziadka) odkrywam przeglądając zapiski właścicielki Goliny Heleny Moszczeńskiej, w 95. rocznicę pokazu haftu w Śmiełowie i poznańskiej wystawy. Są tam wymienione jako autorki prac.

 

Zapiski Heleny Moszczeńskiej ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Jarocinie.

 

Wczytuję się dalej w pamiętnik Moszczeńskiej prowadzony po śmierci męża. Golinę kupują pod koniec XIX wieku. W 1922 roku, w wieku 60 lat, zostaje wdową. I wtedy zaczyna intensywniej zajmować się haftowaniem i promocją golińskiego rękodzieła. – Złoto, mamy złoto!!! – prawie słyszę, jak ktoś krzyczy aż dziewczyny wybiegają przed dom. Taka nowina! Taka nowina! Golińskie hafty nagrodzone złotym medalem.

Wieść niesie się po wsi i okolicy. W Śmiełowie wielkie świętowanie. Maria Chełkowska jest przecież szefową jarocińskiego oddziału Towarzystwa Ziemianek Wielkopolskich, które włącza się
w przygotowania do Pewuki. Organizacja powstała w 1910 roku w Poznaniu skupia się, podobnie jak w innych regionach, na edukacji włościan, głównie kobiet oraz pomocy społecznej. Jak donosi „Gazeta dla kobiet”, na pierwszych kursach w 1912 roku w Szamotułach wysłuchano wykładów m.in. o mleczarstwie, oszczędności i alkoholizmie. Towarzystwo opiera swoją działalność na światopoglądzie chrześcijańskim, pracuje na rzecz zachowania języka, rodzimych tradycji i takich też ról w rodzinie. Współpracuje z Towarzystwem Kobiet Pracujących, Stowarzyszeniem Miłosierdzia Wincentego a Paulo czy PCK. Ziemianki organizują pokazy robót kobiecych na cele charytatywne i wspierają sieroty, samotne matki, osoby starsze czy chore. Organizują kursy krawiectwa, haftu i tkactwa, by z rękodzieła czynić profesję zasilającą domowe budżety. To ich myślenie o mało radykalnych, ale jednak zmianach społecznych, wynikało po pierwsze z przekonania, że nie będzie niepodległości bez udziału kobiet. A po drugie, było konsekwencją procesów uwłaszczeniowych zmieniających wiejskie stosunki i układ sił.

 

Prezydent Ignacy Mościcki (wsparty na lasce) na otwarciu Pawilonu Ziemianek i Włościanek. Fot. ze Zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego.

Ziemianki chciały mieć wpływ na te zmiany i wspierały procesy emancypacyjne na swoich warunkach. Na przykład stając się patronkami lokalnych Kół Włościanek. To krajowy ruch, który w Wielkopolsce zaczyna się w 1907 roku w podpleszewskim Żegocinie, u Teofilii i Józefa Chłapowskich. Czy to tutaj, kilkanaście lat później, przy herbatce w pałacowej oranżerii zrodziło się marzenie Moszczeńskiej? Gdy szwagierka gospodarzy, wielka gwiazda teatru, Helena Modrzejewska, chwaliła prace uczennic z ufundowanej przez siebie Krajowej Szkoły Koronkarskiej w Zakopanem? – Ach, powiadam Wam, jakie te koronki delikatne! – promieniała, gdy w 1925 roku dostały złoty medal na wystawie w Paryżu. Czy to wtedy golińska promotorka zaczęła myśleć, by snutki pokazać światu? Bo przecież poznańską Pewukę odwiedziły miliony. I dzięki niej i wielkopolskim włościankom i ziemiankom, poznały snutkarskie unikaty. I Teofila Chłapowska też tam była, razem z żegocińskimi rolnikami. A dziś, i to jest najważniejsze, po ponad 150 latach, nadal w Żegocinie aktywnie działa na rzecz mieszkańców miejscowe Koło Włościanek (pod taką właśnie nazwą) i trwa pamięć o Modrzejewskiej, dzięki której ubogie dziewczyny z górskich miejscowości, koronkami odmieniały swój los. Podobnie jak w Golinie, gdzie od pracy w czarnej ziemi do białych niteczek, uciekła niejedna kobieta z mojej rodziny.

 

Teofila Chłapowska ( w ciemnych okularach) z żegocińskimi włościanami na Powszechnej Wystawie Krajowej. Fot. ze zbiorów Koła Włościanek w Żegocinie

 

Po poznańskim sukcesie, na drugi kurs nauki snutek, przychodzi już kilkadziesiąt dziewczyn. I aż cztery z mojej rodziny. Na zdjęciu z 1934 roku widać moje ciocie: Cecylię Grygiel Golkę, Helenę (zwaną Halszką) Półrolniczak Bigos, Annę Wolniak Tomaszewską oraz babcię Helenę Półrolniczak Grygiel. Wszystkie współtworzyły golińskie Koło Włościanek i całe życie snuły rodzinną opowieść łącząc ją niteczkami, nie tylko z wielką historią.

 

Golińskie Koło Włościanek na zakończeniu kursu wypieków w 1938 roku. Druga od lewej klęczy Cecylia, w drzwiach po lewej, między głowami, widać Anię, na schodach pośrodku siedzi Halszka, a po prawej od niej moja babcia Helena. Na górze, bokiem, w czerni stoi właścicielka Goliny, Helena Moszczeńska. Fot. ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Jarocinie.

 

Źródła informacji:

  • Pawilon Ziemianek i Włościanek na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu r. 1929, 1930, Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa
  • Ziemianka 12.,1935, Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa
  • Gazeta dla Kobiet. Dwutygodnik poświęcony sprawom kobiet pracujących. Organ Związku Stowarzyszeń Kobiet Pracujących,1912
  • Wywiady przeprowadzone przez autorkę podczas badań terenowych

 

Tekst: Agnieszka Grygiel

 

Podstrony

Powiązane aktualności

2023 © Copyright Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi
Created by Openform