Willa Czerwony Dwór – wrota zakopiańskiej duszy

Rozmowę z Joanną Staszak, autorką albumu „Wtopieni w krajobraz. Zakopiańscy twórcy ludowi” przeprowadził Jan Barański.

Willa „Czerwony Dwór” – Centrum Kultury rodzimej została otwarta w swojej nowej funkcji w sierpniu 2018 roku. Niemal równo w dwa lata od powstania instytucji, w sierpniu tego roku, otwarto tu dwie paralelne wystawy. Na jednej z nich, zatytułowanej „Wtopieni w krajobraz. Zakopiańscy Twórcy Ludowi”, przedstawiono prace pięćdziesięciu twórców spod Tatr. Druga z nich to „Portrety Zakopiańskich Twórców Ludowych w obiektywie Adama Brzozy” – tych właśnie, których prace pokazano na pierwszej. Takie zestawienie brzmiało jako przedsięwzięcie o dużym rozmachu, tym bardziej, że przygotowane zostało przez względnie niedługo funkcjonującą placówkę kulturalną.

Wystawę „Wtopieni w krajobraz. Zakopiańscy Twórcy Ludowi” przygotowano na piętrze Willi, uzupełniwszy istniejącą na parterze stałą ekspozycję. Ambitny plan przedstawienia twórczości pięćdziesięciu twórców na tak relatywnie niewielkiej przestrzeni powiódł się nad wyraz harmonijnie. Pomimo dużego nagromadzenia dzieł nie ma się wrażenia przytłoczenia, a całość została skomponowana w wyważony sposób. Obejrzeć tu można najrozmaitsze typy ludowej twórczości, uzyskując przegląd przez najbardziej charakterystyczne dziedziny: kowalstwo artystyczne, malarstwo na szkle, hafciarstwo, koronkarstwo, rzeźba, czy poezja pisana gwarą. To znakomita okazja aby zapoznać się w przystępny sposób z – umownie mówiąc – przeglądem zakopiańskiej twórczości. Jak wspomniano wcześniej, w Willi prowadzona jest sprzedaż wybranych przez ich autorów elementów sztuki i artystycznego rzemiosła. To znakomity pomysł wspierania lokalnych twórców. Trzeba przyznać, że wytwory nie są tanie – nie ma się jednak co dziwić, to w końcu artefakty najwyższej artystyczno-rzemieślniczej próby, o unikatowym charakterze, i – jak sądzę – noszące w sobie prawdziwego ducha Tatr.

Bardzo interesującym uzupełnieniem wystawy jest druga, prezentowana w gablotach, umieszczonych na murze, otaczającym Czerwony Dwór. Zakopiański artysta fotografik, Adam Brzoza, przedstawił zakopiańskich twórców na cyklu portretów. Obok sylwetek artystów zaprezentowano zdjęcia ich dłoni – to bardzo interesujący pomysł, który pobudza wyobraźnię i skłania do refleksji nad rzemieślniczym trudem. Co ciekawe, część z artystów do portretów ubrała tradycyjne stroje ludowe, a część wybrała „świeckie” eleganckie kreacje, lub zgoła zwykłe, codzienne ubrania. W ten oto sposób metaforycznie oddano pewną prawdę o szeroko rozumianej sztuce ludowej – która przecież nie jest wyłącznie „odświętna”; to przecież działalność codzienna, nieraz przyziemna, mieszająca w sobie sacrum z profanum, to, to wyjątkowe i obrzędowe z tym, co powszednie i bardzo zwyczajne. To jedna z przyczyn dla których dla badaczy folkloru ludowa twórczość jest tak fascynująca – nie tworzy bowiem sztucznego podziału, znanego z klasycznie rozumianej twórczości na sztukę tzw. „wysoką” i „niską” („nie-wysoką”).

Między innymi o tych sprawach Jan Barański miał zaszczyt rozmawiać z panią Joanną Staszak – naczelniczką Wydziału Kultury Urzędu Miasta Zakopane, oraz współorganizatorką wystaw, a przede wszystkim autorką przepięknie wydanego katalogu wystawy „Wtopieni w krajobraz. Zakopiańscy Twórcy Ludowi”, stanowiącej zwięzłą, lecz esencjonalną i poglądową monografię twórców spod Tatr.

***

Jan Barański: Centrum Kultury Rodzimej to dość młoda instytucja. Jak tego doszło, że udało się zorganizować główną siedzibę Centrum w tak przepięknym miejscu jakim jest Willa Czerwony Dwór?

Joanna Staszak: Miasto Zakopane bardzo zabiegało o takie miejsce, o taki budynek. Nadarzyła się okazja. W Czerwonym Dworze przez wiele lat było przedszkole. Zostało jednak przeniesione do innego budynku i jest zorganizowane na miarę XXI wieku. A ta piękna willa – wspaniała, w stylu zakopiańskim, drewniana – nadała się doskonale na stworzenie Centrum. Chcieliśmy przekazać to miejsce rodzimym artystom.

Na pewno ma pani w pamięci dyskusje i rozmowy, również te decydujące, o mającej powstać instytucji i jej misji. Jaka jest główna intencja towarzysząca powołania do życia tej placówki?

Pod Tatrami mieszka i działa mnóstwo twórców. W Zakopanem nie istniało dotąd miejsce, w którym lokalni artyści mogliby prezentować swoje wyroby. Oczywiście, ich twórczość można zobaczyć w ich pracowniach. Lecz brakowało jakiegoś miejsca zbiorczego, gdzie można by organizować duże ekspozycje. Miejsca łatwo dostępnego, w którym mieli by możliwość zaprezentowania swojej pracy. Myślę, że nic lepszego dla pokazania twórczości tych wszystkich wspaniałych ludzi, niż Czerwony Dwór nie mogliśmy sobie wymarzyć.

Na wystawie „Wtopieni w krajobraz” został zaprezentowany owoc działalności pięćdziesięciu twórców. To liczba prawdziwie imponująca. Działa na wyobraźnię. Czy to oznacza, że to z grubsza większość tutejszych artystów ludowych? Czy może jest ich znacznie więcej?

Wie pan, prawda jest taka, że pewnie dziewięćdziesiąt procent ludzi, którzy się urodzili tutaj, pod Tatrami, to po prostu są twórcy. Znacząca większość. Na przykład dziewczęta –same haftują koszule, gorsety, spódnice, portki góralskie, torebki, wytwarzają biżuterię. I co ciekawe, to jest ich codzienność, ozdabiają po prostu zwyczajnie noszone ubrania. To jest nasza codzienność. To, co góralskie, to jest dla nas naturalne, rzeczywiste, przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Niektórzy uważają, że dziedzictwo regionalne to sprawa zasadniczo odświętna.

Właśnie nie tylko od święta. W takich ubraniach, jak tutaj pan widzi, my na co dzień chodzimy. Oczywiście, od święta też. Chrzciny, wesela – to jest oczywiste, że idziemy ubrani po góralsku, po nasemu.

Muszę zatem zapytać – skąd takie, a nie inne grono zaprezentowane na wystawie?

Gdy zaczynaliśmy szukać osób, które mogłyby zaprezentować swoją twórczość w przygotowywanej publikacji, z początku założyliśmy dwa kryteria: po pierwsze, ludzie ci powinni pochodzić z Zakopanego; a po drugie – mają potwierdzony status twórcy w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych. Podczas spotkań, twórcy opowiadali mi o swojej pracy, a także wskazywali następnych. A gdy spotkali się tutaj, podczas wystawy, to wielu było zaskoczonych. Mówili: „ja go znam, ale ja nie wiedziałem, że on robi takie rzeczy”. Więc dzięki temu też była okazja do nawiązywania nowych kontaktów pomiędzy twórcami. O wszystkich pięćdziesięciu opowiedzieliśmy we wspomnianej publikacji „Wtopieni w krajobraz. Zakopiańscy Twórcy Ludowi”.

To bardzo piękny album. Pani, jako autorka, na pewno w trakcie jego tworzenia, poznała całe mnóstwo inspirujących i ciekawych biografii.

Naturalnie. Opowiem panu jeden inspirujący przykład. Jedna z autorek – Zofia Roj-Mrozicka – zaczęła pisać gwarą z takiego powodu, że gdy była małą dziewczynką – a trzeba pamiętać, że wtedy mówienie gwarą było piętnowane – to w szkole podstawowej poproszono ją o nauczenie się na pamięć jakiegoś wiersza gwarowego. Poszła więc do biblioteki. Okazało się, że jest tylko jedna książka, nie ma nic więcej napisanego w gwarze. Jeśli ktoś mówił w gwarze, to uczył się tylko z tej jednej książki. Wtedy sobie przyrzekła, że jak podrośnie, to będzie pisać po góralsku. Od tego czasu zaczęła zapisywać mały notesik właśnie gwarowo. Swoje myśli, pierwsze poezje. Jest autorką wielu tomików, pisze także opowiadania. Opowiada o życiu, zapisuje modlitwy; to jest bardzo szczere. I to pomaga zachować tę gwarę, to dziedzictwo – dla następnych pokoleń w formie trwałej, zapisanej.

To, o czym pani opowiada, kieruje mnie w stronę takiego zagadnienia. Można chyba mówić o pewnego rodzaju odrodzeniu folkloru w naszym kraju, także pewnego rodzaju „mody na folk”. Czy również taki renesans folkloru jest widoczny pod Tatrami?

Dla ludzi urodzonych pod Giewontem dziedzictwo jest sprawą naturalną. To co odziedziczyliśmy po przodkach, kultywujemy i przekazujemy kolejnym pokoleniom. To jest dla nas rzeczywistość.
My po prostu tak się ubieramy, czytamy, mówimy gwarą, gramy na instrumentach, rzeźbimy. Robimy to dla siebie w pewnym sensie naturalnie. Proszę spojrzeć na przykład na te dzieła kowalskie. To są popielniczki, zawiasy, świeczniki, lampa ze starych nart, przybornik do kominka, noże – to są rzeczy użytkowe. Nasi twórcy nie tworzą tego na wystawę, a dlatego, że jest to potrzebne. Na szeroko pojętym Podhalu to dziedzictwo trwa i nie jest modą.
Teraz dzięki temu, że jest moda na folklor, coraz więcej ludzi się tym interesuje. Gwara nie jest już piętnowana, a wręcz przeciwnie – chce się mówić gwarą.
Każde dzieło jest niepowtarzalne. Nawet jeśli to ten sam wzór, to on zawsze jest inny. Dwa razy w to samo miejsce hafciarka nie wbije igły. Dlatego te wyroby są tak podziwiane i chętnie kupowane.

Artyści mają teraz dostęp do coraz lepszych technologii, narzędzi, które znacząco odbiegają od tych tradycyjnych. Daje to nowe, ogromne możliwości, umożliwia bardzo precyzyjne działanie – bardzo wpływa na cały proces twórczy. Niektórzy uznają, że twórczość ludowa, wykonywana przy użyciu nowoczesnych osiągnięć techniki, odarta jest z pierwotnej autentyczności. Jestem bardzo ciekaw pani opinii w tej sprawie.

Moim zdaniem to nie rzutuje na autentyczność. Twórca ludowy to ten, który tworzy oryginalne i indywidualne dzieła w oparciu o regionalne tradycje ludowe, na podstawie umiejętności nabytych w drodze bezpośredniego przekazu. Ale moim zdaniem po to jest nowoczesność, żeby z niej korzystać. Nie chodzi o to w jaki sposób, tylko czy ma to znamiona tutejszego dziedzictwa. Tego regionu.
Proszę popatrzeć na te piękne, zdobione meble. Choć są wykonane przy użyciu maszyn przez artystę– to tak samo część naszego dziedzictwa, jak ten stolik – wykonany przez twórcę ręcznie, tradycyjną metodą. Oczywiście, widać tę różnicę. Widać, która rzecz jest wykonana ręcznie, a która maszyną. Obydwaj twórcy wykonali te meble jako indywidualne rzeczy w oparciu o przekazaną tradycję.
Dobrym przykładem są także obrazy na szkle. Obecnie jest dostęp do doskonałych farb – nie spływają, szybko schną, łatwo je pozyskać. Czy faktura szkła – dawniej pełna bąbli, niedoskonałości, a teraz znakomita. Ktoś, kto broniłby tezy o technologii, mógłby powiedzieć, że to nie jest dziedzictwo. Nie zgadzam się. To jest dziedzictwo, obrazy wykonane techniką tradycyjną. Twórcy po prostu korzystają z tego co jest w tej chwili możliwe do zdobycia.

Polskie środowiska etnograficzne jeszcze parę dekad temu miewały uzasadnione obawy o przetrwanie folkloryzmu. Dyskusja o istnieniu autentycznej kultury ludowej wciąż jest żywa. Lecz na przekór temu popularność dziedzictwa regionalnego powraca. Podhale jest pod tym względem wyjątkowe. Mówi się nawet o takim zjawisku, jak podhalanizacja – to wtedy, gdy wzory, motywy góralskie promieniują na inne regiony, nie tylko sąsiadujące. Jak pani sądzi, skąd taka siła podhalańskiej spuścizny?

Myślę, że to jest kwestia tego dziedzictwa, jego klimatu i tej duszy, która w nim jest. Dlatego ludzie chcą budować góralskie domy gdzieś indziej, nawet bardzo daleko. Przy tej okazji nie sposób pominąć sylwetki pana Rafaela Romero Cardenasa – nieżyjącego już, bardzo związanego z Zakopanem hiszpańskiego jurora Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem. Był kolekcjonerem tatrzańskiego rękodzieła i pasjonatem naszego stylu. Był do tego stopnia zafascynowany podhalańskim dziedzictwem, że zabrał do Hiszpanii budorzy podhalańskich i tam zbudował dla siebie góralski dom. Szczególnie upodobał sobie chusty i szale góralskie. Ilekroć był na festiwalu, to kupował jakąś chustę tradycyjną. Dwa lata temu podczas otwarcia tego budynku była, między innymi, wystawa pięćdziesięciu chust z kolekcji pana Rafaela. Po jego śmierci, raptem pół roku po wystawie, rodzina postanowiła, że połowę tych szali zostawi tutaj w Zakopanem, żebyśmy przy festiwalu mogli je eksponować i wspominać. Także myślę, że te rzeczy są po prostu z sercem, z duszą. I to urzekło nie tylko pana Rafaela, lecz wszystkich tych, którzy w góralszczyźnie się zakochują.

***

Gdy XIX-wieczni pasjonaci, z Tytusem Chałubińskim na czele, „odkrywali” Zakopane, napotkali lud twórczy, o unikatowej duszy. Mijają kolejne dekady i pokolenia, światem targają różne zawieruchy, zmieniają się ustroje i czasy, a rzeczywistość na naszych oczach przeistacza się nie do poznania – lecz to jedno pozostaje niezmienne: synowie i córki zakopiańskiej ziemi wciąż dają światu kolejne wcielenia swojego dziedzictwa. I choć przybiera ono różne formy, pewne wzorce (co wiemy z historycznych opracowań) ulegają zmianie, podobnie jak technologie tworzenia – ten sam, nieuchwytny, nienazwany „tatrzański duch” trzyma górali w swoich ramionach, a oni poprzez swoją twórczość – zarówno tę odświętną, jak i jak najbardziej codzienną – dają mu wyraz, ucieleśniają jego transcendencję. Dzięki powołaniu do życia Centrum Kultury Rodzimej w Willi Czerwony Dwór zakopiańskie dziedzictwo pozyskało bardzo ważny punkt zaczepienia; wrota, poprzez które dusza Zakopanego może wyjrzeć do współczesnego, materialnego świata.

Podstrony

Powiązane aktualności

2023 © Copyright Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi
Created by Openform