Górale, teatr i silnik okrętowy czyli historia Domu Ludowego w Bukowinie Tatrzańskiej

Z dyrektorem Domu Ludowego BARTŁOMIEJEM KOSZARKIEM rozmawia Rafał Karpiński.

RK: Jak to się stało, że mieszkańcy niezamożnej wsi na Podtatrzu – Bukowiny, sami stworzyli i wybudowali centrum kultury czyli Dom Ludowy? I, co ciekawe, zrobili to w czasie Wielkiego Kryzysu, który szalał na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku.

 

fot. Piotr Droździk

BK: Było ich dwoje. Do Bukowiny przyjechał Franciszek Ćwiżewicz, legionista i piłsudczyk, został tu kierownikiem szkoły, a w gronie pedagogicznym znalazła się młoda dziewczyna z Mszany, Michalina Stożkówna. Już jesienią 1922 roku myśleli jak uaktywnić ten mały góralski świat – niezamożną wieś nieopodal Zakopanego. Rok później powstaje w Bukowinie teatr i chór włościański. Najpierw angażują uczniów. W największej klasie budują scenę i zaczynają grać przedstawienia. Po roku – dwóch, angażują się także rodzice i letnicy (malarze, artyści, pisarze), którzy zjeżdżają się do Bukowiny. W tym gronie rodzi się idea stworzenia Towarzystwa Przyjaciół Bukowiny. Od początku miało ono dwie agendy. Jedną w Warszawie, która skupiała ludzi kultury i inteligencję, drugą w Bukowinie, którą zajmował się Stanisław Bieniek – miejscowy poeta. I z tej teatralnej iskry – z dbałości o regionalizm, o swojszczyznę, z patriotyzmu – rodzi się pomysł budowy Domu Ludowego w Bukowinie, który by obok szkoły i kościoła kształtował ducha młodych pokoleń. Żeby właśnie tu na południu Polski była taka jednostka kulturalno-oświatowa.
Franciszek Ćwiżewicz zebrał wokół siebie grupę światłych górali.
Niektórzy z nich walczyli w Legionach i na frontach I wojny światowej – we Włoszech. Widzieli trochę świata. Z nimi w 1924 roku zawiązuje komitet budowy Domu Ludowego. Parę lat trwa zbieranie funduszy i kształtowanie się koncepcji. W 1928 roku rozpoczyna się budowa do dzisiaj jednego z największych budynków drewnianych w Polsce, a podobno i w Europie. To budynek w stylu witkiewiczowskim, choć może nie tak strojny i zdobny jak zakopiańskie wille, ale Dom Ludowy miał w założeniu inne funkcje: tu była scena, widownia, garderoby, całe zaplecze, a w koncepcji także i łaźnie. A trzeba pamiętać, że był to czas kiedy w domach nie było jeszcze łazienek i bieżącej wody.
Inicjatywy Franciszka Ćwiżewicza i miejscowych Bukowian były przeogromne i nie ograniczały się tylko do Domu Ludowego. Budowano drogi, wodociągi, piekarnie, a nawet pierwszą w przedwojennym województwie krakowskim elektrownię. Franciszek Ćwiżewicz wraz z przyjaciółmi ściągnęli z Gdyni silnik okrętowy w systemie diesla i pod Domem Ludowym urządzili elektrownię. Pierwszy prąd popłynął do domów w Wigilię 1936 roku. Bukowina była pierwszą wsią, która została zelektryfikowana.
Dom Ludowy powstawał wspólnym wysiłkiem wszystkich mieszkańców Bukowiny. Ludzie odrabiali dniówki, wozili kamień i drewno. W celu zbierania funduszy zorganizowano nieme kino, które było napędzane na dynamo rowerowe. Z tym kinem objeżdżali okoliczne powiaty i wyświetlali filmy po remizach i świetlicach. Zaciągano też kredyty i pożyczki bankowe, pod zastaw hipoteczny. Kilku gazdów oddało nawet swoje majątki pod takowy zastaw. Były to niezwykle odważne i śmiałe działania. Jak zanotowano w Złotej Księdze Domu Ludowego, jeszcze nie ukończono dachu i nie wstawiono wszystkich okien, a już na scenie odbywały się pierwsze przedstawienia teatralne.

 

RK: Skąd ta miłość do teatru? Powszechnie teatr nie kojarzy się z folklorem, sztuką ludową, nawet góralską?

 

BK: To dzieło Michaliny Stożkówny, późniejszej żony Franciszka Ćwiżewicza. Nie wiem co nią kierowało, ale potrafiła wszystkich zarazić tą miłością do teatru. Najpierw dzieci i młodzież, potem też rodziców, a teatr stał się takim kołem zamachowym różnych inicjatyw.
W tym okresie powstawało wiele wiejskich i małomiasteczkowych teatrów oraz chórów włościańskich, których stowarzyszenie miało swoją centralę w we Lwowie. To oni przesyłali scenariusze sztuk teatralnych, które były również w Bukowinie wykorzystywane. Zresztą sam teatr niesie ze sobą jakby całą esencję sprawy (kultury ludowej przyp. RK): pojawia się muzyka, strój regionalny, jakaś opowieść, gwara. Tu można pokazać wszystko. W trakcie działalności teatru wytworzyła się zarówno grupa czysto dramatyczna jak i taneczno-śpiewacza.
W niedzielę 9 sierpnia 1931 roku odbył się w Domu Ludowym pierwszy konkurs na najpiękniejszy strój góralski: górala i góralki, pierwszy konkurs na najlepiej wykonany taniec zbójnicki i góralski. Tak powstały zręby tego, co po wojnie rozkwitło jako nasze festiwale Sabałowe Bajania i Góralski Karnawał, czyli takiego świadomego amatorskiego ruchu regionalnego.

 

RK: Bogate dzieje… Ale jak to działa dzisiaj?

 

BK: Dom Ludowy powstał jako Spółdzielnia Kulturalno-Oświatowa i tą tradycję kultywujemy do dziś. Teraz jest to Spółdzielnia imienia naszego założyciela Franciszka Ćwiżewicza. Gmina użycza od Spółdzielni budynek wraz z gruntem do prowadzenia statutowej działalności kulturalnej czyli Bukowiańskiego Centrum Kultury „Dom Ludowy”. Ze strony gminy jestem dyrektorem Centrum, zaś społecznie jestem prezesem Spółdzielni Kulturalno-Oświatowej, która dba o fizyczną stronę budynku. Na remonty zarabia teatr, prezentując sztuki w dwóch sezonach: letnim i zimowym. I tak zbieramy środki na niezbędne prace, żeby przywracać mu blask. Chcemy przywrócić tą energię z lat trzydziestych, kiedy mieszkańcy Bukowiny budowali Dom Ludowy, żeby i dziś, jak wtedy, powstali i wyremontowali ten wspólny Dom. A jeszcze dużo jest do zrobienia.
Następcy po Franciszku Ćwiżewiczu – Józef Półtorak, Józef Koszarek – mój tata i inni byli przesyceni ideą, że Dom Ludowy ma żyć, ma być pełen ludzi, pełen dzieci. I tak jest

 

RK: A jak się to udaje w tych czasach pandemii? Co z Góralskim Karnawałem?

 

BK: Rzeczywiście, czasy nas dopadły nieciekawe, ale robić jest co. Prowadzimy zajęcia z dziećmi w małych grupach, z zachowaniem reżimów sanitarnych. Z zespołami „Mali Wiyrchowianie” i „Wiyrchowianie” mamy warsztaty „onlajnowe”, podobnie jak cały świat, który się na to przerzucił. Trwa konkurs recytatorski poezji i gawędy dla dzieci i młodzieży. Uczestnicy sami nagrywają filmiki i do nas nadsyłają. Mamy też dla dzieci Szkołę Ginących Zawodów w której to młodzi artyści uczą się malować na szkle, rzeźbić czy lepić w glinie. Ale wszystko niestety jest bardzo utrudnione, jednak jakoś dajemy radę wiedząc, że powierzona jest nam misja przekazania wszystkiego co pozostawili dziadowie przyszłym pokoleniom.
Sabałowe Bajania udało się nam przeprowadzić z reżimami – na żywo, nie zdalnie. Natomiast szerokie kwalifikacje grup kolędniczych na finał, w ramach Góralskiego Karnawału, trzeba będzie przeprowadzić „onlajnowo”. Podobnie będzie z konkursem tańca zbójnickiego, bo inaczej sobie nie poradzimy. Cześć cyklicznych, gminnych wydarzeń dotyczących Spiszu i Podhala, przenieśliśmy na przyszły rok.

 

RK: Wspomniał Pan przed chwilą o Szkole Ginących Zawodów. Cóż to za projekt?

 

BK: Pomysłodawcą i twórcą był w roku 1997-8, ówczesny dyrektor Domu Ludowego Zygmunt Kuchta. Przy wsparciu Ministerstwa Kultury zorganizował Szkołę Ginących Zawodów Folkloru i Sztuki Ludowej. Zorganizowano wtedy pracownię ceramiczną z piecem, pracownie rzeźby i malarstwa na szkle. I do dziś dzieci pod okiem instruktorów i twórców ludowych mogą różne piękne rzeczy robić. A od tego roku rozpoczęliśmy zajęcia z haftu i metaloplastyki. Domeną Bukowiny Tatrzańskiej są wyroby z metalu i skóry: pasy bacowskie, torby myśliwskie, noże zbójnickie, spinki góralskie. A to wszystko za sprawą artysty ludowego, który był mistrzem mojego taty, Józefa Bigosa. Pochodził z Głodowskiego Wierchu na Bukowinie i wychował kilka pokoleń twórców ludowych. Wiele lat prowadził później swój warsztat na Głodówce.

 

RK: Tak, rękodzieło macie we krwi. Nawet zrobiliście serię filmów o Bukowinie i okolicach pod wspólnym tytułem „Moja mała ojczyzna. Miejsca, ludzie, wydarzenia.”

 

BK: Na wiosnę, kiedy nastała pandemia, postanowiłem nagrać kilka filmików o zakamarkach Domu Ludowego. Na początku własnymi siłami pokazywałem te miejsca, których nikt nie odwiedza i nie zna. Pokazałem zaplecze, kulisy i strych, których publiczność nigdy nie ma okazji zobaczyć. I tak udało się nam zrobić 4-5 małych odcinków. Ale kiedy przyszła możliwość wsparcia z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z programu Kultura w Sieci, rozpisaliśmy różne pomysły i pokazaliśmy w 10 odcinkach Spisz i Podhale, miejsca znane i nie znane, troszkę historii, troszkę regionalizmu, kultury ludowej, naszych artystów przy pracy, historię teatru. Zapraszamy do ich obejrzenia na stronie Domu Ludowego www.domludowy.pl

 

RK: Jak Pan teraz widzi działalność waszego teatru – bez widza, w pandemicznym sezonie zimowym?

 

BK: No, nie wygląda to najlepiej. Musimy na razie zawiesić wystawianie sztuk. Przez lato graliśmy przy połowie sali. Ale to już nie było to co zwykle. Bo nie ta atmosfera, nie ta reakcja ludzi. Czar wzajemnej relacji między aktorami a publicznością prysnął wraz z pandemią. Ale jak to mawiają na Podhalu: „Kozdyj biydzie koniec przydzie.”

 

RK: Bardzo dziękuje za rozmowę.

 

 

Podstrony

Powiązane aktualności

2023 © Copyright Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi
Created by Openform