7 listopada mija 153 rocznica urodzin Marii Skłodowskiej-Curie (1867-1934) – wielkiej Polki, dwukrotnej laureatki Nagrody Nobla, a zarazem pierwszej kobiety uhonorowanej tym najwyższym naukowym wyróżnieniem. Dla Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi postać Marii jest niezwykle ważna i bliska zarazem, bowiem właśnie w budynku, w którym obecnie znajduje się siedziba Instytutu (wówczas laboratoria Muzeum Przemysłu i Rolnictwa przy ul. Krakowskie Przedmieście 66) noblistka stawiała swoje pierwsze poważne kroki naukowe w dziedzinie fizyki i chemii.
Z okazji tej rocznicy prezentujemy rozmowę z prof. Tomaszem Pospiesznym, autorem wydanej we wrześniu 2020 roku książki pt. „Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce”, nad którą Instytut objął patronat medialny.

Prof. Tomasz Pospieszny – chemik z zawodu, naukowiec, poznaniak i bibliofil,  dał się tez poznać jako fascynat historii nauk przyrodniczych. Jak mówi; podziwia życie, pracę i wkład kobiet w tworzenie nauki. Jest autorem licznych wykładów, artykułów i biografii dotyczących dorobku Marii Skłodowskiej-Curie, Ireny Joliot-Curie oraz Lise Meitner. Sam o sobie mówi, że został chemikiem właśnie dzięki postaci Marii Skłodowskiej-Curie.

Zapraszamy do lektury.

Skąd u Pana to zainteresowanie, a wręcz fascynacja osobą i dokonaniami naukowymi Marii Skłodowskiej-Curie?

Odpowiedź jest prosta: Maria Skłodowska-Curie jest osobą niezwykłą w każdym tego słowa znaczeniu. Była pierwszą kobietą, która na poważnie zaistniała w nauce. Świat fizyki i chemii liczył się z jej opinią, co na początku dwudziestego wieku było rzadkością. Maria była pierwszą kobietą wyróżnioną Nagrodą Nobla. Już w 1903 roku (wówczas nagrodę przyznawano dopiero trzeci raz) otrzymała Nagrodę Nobla z fizyki, a w 1911 roku otrzymała ją z chemii. Do dziś jest jedyną podwójną laureatką tej prestiżowej nagrody z dwóch różnych dyscyplin naukowych. Nikt nie powtórzył tego sukcesu! Była też pierwszą kobietą profesorem nauk ścisłych na Sorbonie, jako jedna z pierwszych kobiet weszła na Rysy i zrobiła prawo jazdy. Była jedyną kobietą uczestniczącą w konferencjach Solvaya – niezwykle prestiżowych i ważnych zjazdach naukowych, w których można było uczestniczyć tylko po oficjalnym zaproszeniu. Dopiero w 1933 roku dołączyły do niej jej córka Irena Joliot-Curie i austriacka fizyczka Lise Meitner. Maria jest też pierwszą nie-Francuzką spoczywającą w paryskim Panteonie w uznaniu jej zasług. Przy tym wszystkim tak genialna kobieta była bardzo skromna. Całe swoje życie podsumowała w czterech zdaniach:
Jest to taka niewielka, zwykła historia, pozbawiona wielkich wydarzeń. Urodziłam się
w Warszawie w rodzinie profesorskiej. Wyszłam za mąż za Piotra Curie i miałam dwoje dzieci.
Dzieło moje naukowe wykonałam we Francji.

Osobiście podziwiam ją za niesamowite oddanie dla nauki, która była jej wielką pasją. Jej niezwykła praca, odwaga i wizjonerstwo sprawiło, że Maria wraz z Piotrem Curie mogła wyizolować polon i rad. Proces żmudnych i niezwykle trudnych procedur chemicznych i fizycznych, którym poddali małżonkowie Curie tony ziemi, aby wyizolować dwa nowe pierwiastki chemiczne jest niezwykły nie tylko z naukowego punktu widzenia, ale także ludzkiej wytrzymałości i wytrwałości. Każdy kto kiedykolwiek poczuł specyficzny zapach siarkowodoru lub amoniaku wie, że jest on intensywny i drażniący nawet w niewielkich ilościach. Maria stosowała litry tych substancji! Jestem pełen podziwu dla Marii, że udało jej się dokonać tego niezwykle trudnego zadania, a proszę pamiętać, że procedury chemiczne wykonywała właśnie Maria.
Należy też podkreślić, że Maria Skłodowska-Curie wyprzedzała swój czas o pokolenia. Już
w czerwcu 1900 roku na Sorbonie podczas publicznego zebrania Towarzystwa Przyjaciół Nauk wysunęła hipotezę o wzajemnym przekształcaniu się atomów. Atom jest zatem podzielny! Była to genialna myśl. I niezwykle odważna. Jeden z historyków nauki napisał, że: Maria wytrzymała wszystko, ponieważ udało jej się przekonać mężczyzn, że mają do czynienia nie tylko z kimś równym sobie, lecz raczej z kimś, komu nie łatwo dorównać.

Tytuł pańskiej książki to „Maria Skłodowska-Curie Zakochana w Nauce”. Jak Pan zakochał się w Marii?

Tytuł książki nawiązuje do listu Marii do młodszej córki Ewy, w którym pisała: Mam wielką przyjemność omawiać nowości ze wszystkimi zakochanymi w fizyce. Myślę, że uczona była zakochana także w chemii i matematyce, dlatego postanowiłem ująć to ogólniej. Powszechnie uważa się, że Maria zakochała się w nauce podczas studiowania fizyki i matematyki na Sorbonie. Ja jestem przekonany, że ta miłość zaczęła się tutaj w laboratoriach dawnego Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, gdzie stawiała pierwsze, często niepewne kroki na gruncie nauki.
Moja fascynacja osobą Marii wiąże się ze szkołą podstawową. Kiedy miałem siedem lub osiem lat klasa, w której zazwyczaj mieliśmy lekcje, została zalana wodą i trzeba było przenieść zajęcia do sąsiedniego budynku. Pamiętam, że trafiliśmy do mieszczącej się na parterze pracowni fizyki lub chemii. Między drzwiami, a tablicą wisiało duże zdjęcie kobiety. Fotografia przedstawiała jej postać w pozycji stojącej, była lekko lewym profilem zwrócona w moim kierunku. W lewej ręce trzymała małą kolbkę okrągłodenną, w którą wpatrywała się z niezwykłym skupieniem. W prawej zaś trzymała szklaną tryskawkę. W tle stał wielki zbiornik z cieczą. Obraz utrzymany był w kolorystyce sepii, a twarz Marii była lekko tylko zarysowana. Zaintrygowało mnie to, że w sali wisiały portrety kilku mężczyzn i tylko jedno zdjęcie kobiety. Była to dla mnie chwila mistyczna. Myślę, że właśnie w tym momencie zrodziła się moja fascynacja niezwykłym człowiekiem. Jakiś czas później przeczytałem o uczonej w encyklopedii. Później wypożyczyłem jej biografię, którą napisała Ewa Curie. Przeczytałem wspomnienia Marii, jej siostry Heleny oraz krótką, ale bardzo rzeczową biografię autorstwa profesora Józefa Hurwica. Wreszcie trafiłem na genialną biografię uczonej autorstwa francuskiej pisarki i scenarzystki Françoise Giroud. Ta książka dosłownie mnie zahipnotyzowała. Nie wiem ile razy ją przeczytałem, ale zawsze, gdy po nią sięgam czuję się opowieścią Giroud ponownie oczarowany.

Dowiedziałem się, że w Warszawie znajduje się Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie. Zacząłem korespondować z jego ówczesną dyrektorką Małgorzatą Sobieszczak-Marciniak, od której dostałem kopię fotografii Marii. Włożyłem ją do zwykłej, skromnej drewnianej ramki i postawiłem na biurku. Ta sama fotografia od tylu lat nadal stoi na moim biurku. W 1997 roku na język polski została przetłumaczona monumentalna biografia Marii Skłodowskiej-Curie napisana przez amerykankę Susan Quinn. W mojej opinii jest to jedna z najważniejszych biografii uczonej – pełna szczegółów, celnych konkluzji, nowych materiałów. To wszystko sprawiło, że Maria stała mi się bardzo bliska. Postanowiłem studiować chemię. Marzyłem, że będę pracował w elektrowni jądrowej. W trakcie studiów zainteresowałam się jednak chemią organiczną, z której zrobiłem magisterium, później doktorat i habilitację. I mimo, że naukowo zajmuję się zupełnie inną dziedziną niż Maria Skłodowska-Curie, to uczona nadal jest dla mnie bardzo ważna i pozostaje mi niezwykle bliska.

W potocznym rozumieniu profesor chemii, czynny naukowiec i wykładowca akademicki raczej kojarzy się z pracą w laboratorium, sympozjami naukowymi, ewentualnie jako autor grubych opracowań i prac napisanych hermetycznym meta-językiem, nie zaś jako autor napisanej z pasją biografii, bibliofil i pasjonat historii nauki? Jak Pan łączy te światy?

To chyba kwestia organizacji czasu pracy. Na co dzień zajmuję się chemią organiczną. Praca nad syntezą nowych związków chemicznych przynosi wiele radości i satysfakcji. Jest to niezwykle interesujące i często pochłaniające bez reszty. Prowadzę też wykłady i seminaria dla studentów, wspieram moich licencjatów i magistrantów. Praca z młodymi adeptami nauki daje wiele przyjemności, zwłaszcza gdy wykazują entuzjazm do tego co robią. Podobnie jest z pisaniem książek. Kiedy zaczynam badać życie jakiejś postaci to często zapominam o świecie. Poszukiwanie materiałów w bibliotekach i archiwach, czy korespondencja z ludźmi z całego świata, którzy czasami dysponują ogromną wiedzą w bardzo wąskim i konkretnym temacie sprawia, że praca nad kolejną książką jest niezwykle przyjemna. Zawarte znajomości często przeradzają się w serdeczne przyjaźnie.

Na świecie Maria Skłodowska-Curie głównie postrzegana jest jako wybitna francuska uczona, niekiedy rosyjska, ale nie polska. Jak możemy zmienić ten stan rzeczy?

Rzeczywiście Maria Skłodowska-Curie postrzegana jest jako uczona francuska, co jednak ma swoje uzasadnienie w tym, że pracowała we Francji i tam też założyła rodzinę. Kiedy się urodziła w 1867 roku Polska była pod zaborami. Maria była więc poddaną cara. Później, gdy wyszła za mąż za Piotra Curie otrzymała obywatelstwo francuskie. Formalnie nigdy nie miała obywatelstwa polskiego. Zupełnie czym innym są jej patriotyczne uczucia. Zawsze podkreślała, że pochodzi z Polski, że urodziła się w Warszawie. Mówiła po polsku, do końca życia w tym języku liczyła. Jej obie córki – Irena i Ewa także znały język polski. Ewa wspominała, że gdy z matką jechały autobusem, a ta nie chciała, aby inni pasażerowie wiedzieli co mówi, zwracała się wówczas do niej po polsku. Warto pamiętać, że Maria dbała, aby jej prace ukazywały się także w języku polskim. Termin radioactivité (radioaktywność) który wprowadziła do nauki, również stosowała po polsku – najpierw jako promieniowalność, a później promieniotwórczość. Wreszcie pierwszy odkryty pierwiastek nazwała polonem na cześć ojczyzny jednego z nas, jak podali małżonkowie Curie w komunikacie. Ze strony Marii i Piotra była to wielka odwaga i niewątpliwa polityczna sugestia, że Polacy pamiętają kim są i wierzą, że Polska będzie niepodległa. Przypomnę, że w 1898 roku Polski nie było na mapach świata, a w stworzonym w 1869 roku układzie okresowym pierwiastków chemicznych musiało się dla niej znaleźć miejsce. Chociaż należy przyznać, że różnie z tym bywało. W niektórych niemieckich wersjach tablicy polon nie był umieszczany. Uczeń Marii, Mirosław Kernbaum powiedział o polonie: Dziwnym więc trafem dzieli on los narodu, ku czci którego otrzymał imię: egzystuje de facto, jako pierwiastek chemiczny, de iure jednak przez międzynarodową komisję chemików nie jest za taki uznawany.

Maria dbała też o to, aby w jej laboratorium byli polscy studenci np. Jan Kazimierz Danysz, Ludwik Wertenstein, Mirosław Kernbaum, Cezary Pawłowski, Alicja Dorabialska. W 1913 roku dzięki uczonej otwarto w Warszawie Pracownię Radiologiczną im. Mirosława Kernbauma, którą kierowała na odległość, zaś do Polski wysłała dwóch swoich uczniów Danysza i Wertensteina. Wreszcie należy podkreślić, że to z jej inicjatywy powstał w Warszawie Instytut Radowy przy ul. Wawelskiej, któremu przekazała gram radu otrzymany przez uczoną w 1929 roku w Stanach Zjednoczonych. Związki Marii Skłodowskiej-Curie z Polską i jej patriotyzmie nie powinny podlegać żadnej dyskusji. Są bezsporne.
Niestety inną sprawą jest kwestia w jaki sposób my dziś podchodzimy do uczonej. Uważam, że zdecydowanie za mało o niej mówimy. Oczywiście są ulice, place i szkoły jej imienia, jest muzeum jej poświęcone, zaledwie kilka tylko pomników – w Warszawie cztery, Lublinie, Włocławku ławeczka, popiersia etc., ale to wciąż mało. Jeśli wspomnę, że w Japonii książka pt. Madame Curie autorstwa Ewy Curie jest lekturą szkolną, to jak my na tym tle wypadamy? Cieszy mnie ogromnie, że ostatnimi czasy ukazało się kilka książek o Marii Skłodowskiej-Curie, które z powodzeniem mogą być czytane przez dzieci w różnym wieku. To jest budujące. Niestety ludzie wciąż mało wiedzą jak wiele zawdzięczamy jej ogromnej pracy i geniuszowi. Podobnie zresztą ma się sytuacja z innymi wspaniałymi polskimi uczonymi: Marianem Smoluchowskim, Karolem Olszewskim, Zygmuntem Wróblewskim, Kazimierzem Fajansem, Kazimierzem Funkiem, Józefem Rotblatem, Janem Czochralskim. Mógłbym wymieniać bez końca. Czasami odnoszę wrażenie, że nie doceniamy nauki, a także naukowców, którzy w znaczny sposób przyczynili się do zrozumienia świata. Myślę, że aby to zmienić powinniśmy poświęcać więcej uwagi nauce w przestrzeni publicznej.

Czego, dziś w roku 2020, możemy nauczyć się od Marii Skłodowskiej-Curie?

Maria powiedziała kiedyś: Jestem z tych, którzy wierzą, iż Nauka jest czymś bardzo pięknym. Uczony jest w swojej pracowni nie tylko technikiem, lecz również dzieckiem wpatrzonym w zjawiska przyrody, wzruszające jak baśń czarodziejska. Myślę, że w tej wypowiedzi zawarty jest przekaz dla nas, dla wszystkich ludzi. Powinniśmy się skupić na nauce, w której tkwi nie tylko piękno, ale także prawda i przyszłość ludzkości. Powinniśmy słuchać głosu rozsądku, głosu Nauki, która wypowiada swoje opinie w oparciu o badania, a nie mity, nasze wyobrażenia, czy też wynikające z kontekstu społeczno-kulturowego – z jakiego pochodzimy – lęki, uprzedzenia i pseudonaukowe fantazje. Wierzę, podobnie jak Maria Skłodowska-Curie, że Nauka służy ludzkości, poprawia i ulepsza nasze życie na każdym polu.

Co czuje miłośnik Marii Skłodowskiej-Curie w miejscu (budynek Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi w Warszawie), gdzie zaczynała się jej wielka przygoda z nauką?

Niewątpliwie przebywanie w miejscu, w którym kiedyś pracowała Maria Skłodowska-Curie jest dla mnie czymś wyjątkowym, niemal mistycznym. Kilka lat temu miałem przyjemność gościć w pomieszczeniach, w których kiedyś znajdowały się laboratoria, gdzie Maria stawiała pierwsze samodzielne kroki przy stole laboratoryjnym. Wystarczy zamknąć oczy i można przenieść się w czasie by po chwili usłyszeć Jej głos …gdyby mnie w Warszawie dobrze nie nauczyli analizy prof. Milicer i doktor Kossakowski, nie wydzieliłabym radu…

Więcej informacji o książce można znaleźć poniżej (kliknij w zdjęcie) 

Zachęcamy także do obejrzenia filmiku nt. książki „Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce”

Rozmawiał Rafał Karpiński
Wstęp i red. Aleksandra Szymańska